Ojejuśku (to nie jest zdrobnienie?! :))! Tak, to jest to. To jest zdecydowanie TO. Sos, który wytworzył się z pieczenia jest przegenialny. Pierwszą partię zrobiłam wczoraj, z cienkimi kiełbasami, ale musiałam trzaskać zdjęcie w sztucznym świetle i zupełnie mi się nie podobało. Postanowiłam zrobić dzisiaj powtórkę z grubasami, zdjęcie zrobiłam o normalnej porze i oto jest. Mamy, powiedzmy "szczęście" ;), goszcząc u nas pewnego mięsożercę, który skrzętnie pomaga My w jedzeniu właśnie mięsa. Wczoraj wchłonęli pierwszą porcję w zastraszającym tempie. Dziś dobijam ich drugą porcją. I wszyscy są szczęśliwi.
Ps. Kolega D robi najlepszą zaprawę rosołową pod pomidorówkę :D.
Składniki:
6 białych surowych kiełbas
1 szklanka cydru
1 duża cebula
2 ząbki czosnku
2 liście laurowe
5 gałązek świeżego majeranku
sól
pieprz
olej rzepakowy
Cebulę i czosnek kroimy w drobną kostkę, smażymy do zrumienienia i wykładamy na dno naczynia żaroodpornego. Dokładamy do tego liście laurowe, układamy kiełbasę (którą trzeba nakłuć w paru miejscach wykałaczką), wszystko polewamy cydrem. Dodajemy do tego majeranek, sól i pieprz. Pieczemy około 40 minut w 180 stopniach. Kiełbasy w połowie pieczenia można obrócić.