Dokładnie tak, mam parę godzin tylko dla siebie, święto lasu! Moi mężczyźni pojechali na jakieś bardzo męskie misje do miasta (no może oprócz misji kupienia pieluch), a ja mam nakaz/możliwość nic nie robienia...no prawie.
No ale od początku.
Była u mnie Mama, przyjechała do wnusia i pomóc swojej ciężarnej córce w codziennej walce z rzeczywistością mamy z brzuszkiem. Jej pomoc jest nieoceniona i jak wspominam czasy nastoletnich lat, gdy namiętnie z Mamą walczyłam (o byle co), zastanawiam się, o co mi właściwie chodziło. Ale nastolatki chyba generalnie nie wiedzą o co im chodzi...teraz jestem przeszczęśliwa jak nas odwiedza!
Mam dla Was kilka nowych przepisów, niektóre już oczywiście zapomniałam! Między innymi piekłyśmy (obie po raz pierwszy) i dekorowałyśmy pierniczki. Co prawda oryginalnie miałam ambitny pomysł zaangażowania mojego wszędobylskiego półtoraroczniaka do pomocy, ale okazało się, że był to zdecydowany przerost ambicji z mojej strony. Za to widok z jakim namaszczeniem Młody wcina udekorowane pierniczki jest zdecydowanie warty tej pracy, którą włożyłyśmy w przygotowanie.
Większość z nich zniknęła zanim dostały kolorów, a mi się już nie chciało "dopiekać" kolejnych. Z uwagi na ciążę nie chciałam używać lukru z białkiem, więc zrobiłyśmy zwykły z cytryny, wody i cukru pudru i dodałyśmy trochę barwnika spożywczego. Oprócz tego użyłyśmy cukrowych ozdób. Wyszło bardzo kolorowo, następnym razem pójdę pewnie w spokojniejsze tony, ale Dziecko jest uradowane, a to najważniejsze (ja przeżyłam ponad 30 lat bez pierników i żyję). Jak na pierwszy raz, myślę, że efekt jest niezły!
Przepis jest banalny, dziękuję za niego Oli.
Aha, lojalnie uprzedzam, że robienie pierników nie jest czystym procesem, o zdobieniu nie wspomnę;)
Skladniki:
- 1/4 szklanki miodu,
- 5 łyżek miękkiego masła,
- 1/2 szklanki cukru pudru,
- 1 jajko,
- 2 i 1/4 szklanki mąki,
- 1 łyżeczka sody, 3 łyżeczki przyprawy do piernika (można więcej, dodałam też dużo cynamonu)
- można dodać trochę kakao, wtedy będą ciemniejsze
Wszystkie składniki mieszamy i zagniatamy ciasto (przyznam się, że ja użyłam do tego miksera na wolnych obrotach), jeśli ciasto będzie się kleić, można dosypać mąki, jest to trochę uzależnione od konsystencji miodu.
Rozwałkowujemy, podsypując mąką na grubość ok 3 mm. Pieczemy na blaszce wyłożonej papierem ok 10 minut w temp. 180 stopni.
Smacznego!