Jak pisałam wcześniej, nie lubię pisać „recenzji” kosmetyków. Ale jakiś czas temu skończyłam używać właśnie piankę z Białego Jelenia i myślę, że warto żebym napisała o niej kilka słów.
Zacznę od opakowania, jest estetyczne, proste i nie rzuca się w oczy. Minusem (i to sporym) było to, że pompka nie zawsze tworzyła pianę, czasem po prostu wypluwała płyn i można było też go użyć, spienił się ładnie na twarzy, ale jednak po to kupuję pianką, by była pianką.
Obietnice producenta:
Plusem na pewno była wydajność. Używałam tej pianki ponad rok. Ale wynika to z tego, że nie nadawała się żeby myć nią buzię rano i wieczorem. Za bardzo mnie wysuszała gdy tak często jej używałam, dlatego najczęściej zmywałam nią wieczorem makijaż (wtedy nawet jeszcze nie śniłam o dwuetapowym oczyszczaniu twarzy). Niemiłosiernie drażniła moje oczy. Musiałam naprawdę uważać, bo na wystarczyła odrobina żeby oczy naprawdę bardzo mocno piekły.
Dobrze oczyszczała, to fakt, kiedy używałam toniku potem to wacik zawsze był czyściutki. Jak pisałam wcześniej, przy częstym stosowaniu wysuszała, a bez względu na to jak często (albo rzadko) jej używała to zawsze powodowała nieprzyjemne ściągnięcie.
|
Konsystencja wydaje się być rzadka ale na twarzy staje się bardzo puszysta i naprawdę świetnie się pieni. |
Podsumowując. Wydaje mi się, że na pewno nie jest to produkt dla cery suchej, odwodnionej lub wrażliwej, skłonnej do podrażnień. Nie próbowałam nią zmywać żadnego balsamu myjącego ale myślę że spokojnie by sobie poradziła ponieważ zmywałam nią tłuste kremy, olej sezamowy i makijaż noszony cały dzień.. Czy skuszę się jeszcze raz i kupię kolejne opakowanie? Zdecydowanie nie. Nie uważam, że jest to zły produkt, ale dla mnie na pewno zbyt silny, a mi jest bardzo łatwo wysuszyć buzię.
Poza tym dzisiaj i jutro w Gdańsku odbywają się targi Uroda i niestety dzisiaj nie udało mi się wybrać, ale jutro zdecydowanie zamierzam obadać co tam słychać!