Nie wiem na ile ten wpis jest aktualny, bo w miejscu o którym chcę napisać ostatni raz byłam chyba z trzy albo cztery lata temu, ale tak bardzo kojarzy mi się z jesienią, że muszę o nim wspomnieć póki na to czas.
Właściwie, to nawet nie ma się nad czym rozpisywać, wrzucę kilka zdjęć, które (choć robione telefonem z kiepskim aparatem) oddają klimat tego miejsca.
Jeżeli jednak mam być całkiem szczera i obiektywna, to muszę napisać, że byłam w Kulturze kilka razy, w kilkutygodniowych albo kilkumiesięcznych odstępach czasu i niestety ale za każdym razem podobało mi się trochę mniej. Dlaczego? Okazało się, że grzaniec był robiony w mikrofali. Drinki, które były naprawdę pyszne dziewczyna nalewała w taki sposób, że z każdą kolejką w kieliszku była coraz mniejsza porcja. I menu, mam na myśli jego wygląd, za pierwszym razem było piękne i całkowicie wpisywało się w klimat miejsca i chociaż było już rzeczywiście „zużyte” to było mi naprawdę przykro, że już następnym razem jak przyszliśmy było zastąpione innym, mniej ładnym.
Rozpisałam się o minusach, ale nie zmienia to faktu, że to naprawdę piękne, ciepłe miejsce. I kominek... Chociaż sztuczny, to dawał prawdziwe ciepło i w zimny jesienny dzień naprawdę przyjemnością było się przy nim ogrzewać.
Jeżeli macie ochotę poczuć się naprawdę niesamowicie, dodam, że kanapy są niezwykle wygodne, to odsyłam Was na Facebooka, lub na stronę i mimo minusów bardzo polecam to miejsce. I mam nadzieję, że z K. znajdziemy kiedyś chwilę by się tam znowu wybrać.