Dziesięć godzin snu z małą przerwą; uczę się nie mieć wyrzutów o dłuższy relaks. Siłownia wciąga coraz bardziej, w pracy przedświąteczne szaleństwo, nie ma czasu na jedzenie, co dopiero na gotowanie. Na dodatek w poniedziałek trener sprawdzi moje wyniki i już drżę czy aby na pewno choć trochę tłuszczu zamieniłam w siłę. Po siłowni i krótkim, zimnym spacerze idealnym rozwiązaniem jest zupka. Krem z groszku daje radę, z pistacjowym pesto jeszcze bardziej, a prażone migdały to wiadomo, niebko, które kocham bardziej niż bardzo.
Krem z groszku z pistacjowym pesto
500 gramów groszku ( ja użyłam taki z puszki )
szklanka bulionu drobiowego ( jest wystarczająco delikatny by nie zabić smaku groszku )
garść płatków migdałowych
Groszek wsypujemy do garnka podgrzewamy. Gdy będzie gorący, zalewamy bulionem, gotujemy.
Zmniejszamy ogień, dodajemy pesto i parmezan. Dodajemy mleko, pieprzymy - nie dodajemy soli, pesto jest wystarczająco słone. Całość miksujemy i podgrzewamy jeszcze chwilę. Na suchej patelni prażymy płatki migdałów. Gdy będą rumiane, dodajemy do kremu. Opcjonalnie: krem możemy również posypać startym parmezanem.