Choć na salę treningową trafił w wieku 11 lat, nadal uzależniony jest od emocji związanych z boksem. Zdyscyplinowany, bardzo ambitny, mimo dwóch porażek nie poddaje się. W sobotę zobaczymy go na kolejnej gali, gdzie w starciu z Bartłmiejem Grafką, będzie chciał udowodnić, że jeszcze dużo dobrego przed nim. "Trzeba twardo iść przed siebie i walczyć o swoje marzenia" - mówi i wraca do ringu. O boksie i nie tylko Paweł Głażewski.
Moje powiązanie ze sportem zaczęło się od piłki nożnej, jednak nie wciągnęło mnie to wcale. Pierwszy kontakt z boksem miałem w 1993 roku. Trafiłem do klubu, w którym trenowali już moi bracia. To oni zaprowadzili mnie na salę.
Trenuję od dwudziestu dwóch lat także, to jest coś, co można powiedzieć kocham robić i nawet jeśli nie będę już zawodnikiem, to myślę że dalej zostanę przy tym sporcie. Przez tyle lat zebrałem wielkie doświadczenie i chciałabym się później spełniać w roli trenera.
W poranek przed walką dużo odpoczywam. Spędzam czas ze swoją żoną, która jest ze mną praktycznie na każdej gali. Ona uspokaja mnie przed wyjściem do ringu. Dzięki temu relaksuję się i koncentruję tylko na walce.
Sport nauczył mnie już w młodym wieku samodyscypliny oraz regularności. Jeśli ktoś olewał treningi i odpuszczał, wszystko było później widać na zawodach i w ringu. Myślę że sport uczy przede wszystkim systematyczności.
Dobry pięściarzuparcie dąży do celu, nie przejmuje się porażkami. One zawsze się zdarzają, ale trzeba twardo iść przed siebie i walczyć o swoje marzenia.
W życiu spotkały mnie gorsze rzeczy niż porażki w ringu, także starałem się po nich szybko podnosić. Uważam że nie można się łamać, zatrzymywać w jednym miejscu, bo można się pogubić, dlatego ja po porażkach analizowałem błędy i dosyć szybko wracałem na salę, po to by wrócić silniejszym.
Najtrudniejszą walkę w karierze stoczyłem z Doudou Ngumbu. To była bardzo ciężka walka, bardzo agresywna. Ngumbu narzucił wtedy bardzo wysokie tempo, przez pierwsze trzy czy cztery rundy nie przestawał bić i dopiero po jakichś czterech rundach, ja zacząłem dochodzić do głosu. Ostatecznie wygrałem tę walkę na punkty, ale to było dziesięć najtrudniejszych rund, jakie spędziłem w ringu.
Jeśli chodzi o internetowych „hejterów” to cóż, zdaję sobie sprawę, że piszą różne rzeczy, ale czy to ma znaczenie? Nie ma. Opieram się na opinii fachowców, mojego trenera, mojej rodziny i to ich zdanie jest dla mnie kluczowe, a nie ludzi, którzy nie zawsze w kulturalny sposób wypowiadają się na forach. Wiem, że piszą różne rzeczy, ale jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził.
Po ostatnich dwóch porażkach byłem załamany. Pierwsza z nich to walka z mistrzem świata, która zakończyła się po kilku sekundach w pierwszej rundzie. Jestem charakternym chłopakiem, długo dochodziłem do siebie po tej walce, przede wszystkim nie fizycznie, a psychicznie. Dostałem jeden mocny cios, chwila nieuwagi i wiadomo jak to się skończyło. Jeśli chodzi o drugą walkę, nie spodziewałem się że przegram z takim zawodnikiem. Przyszła słabsza dyspozycja, a on był dobrze przygotowany. Ciśnienie, które nałożyłem na siebie przed walką, przełożyło się na moją słabszą dyspozycję w ringu. Pojawiła się presja, którą narzuciłem na siebie przed walką, by wypromować troszeczkę tę walkę i głowa nie wytrzymała tej presji.
Zacząłem boks bardzo dawno temu, przeszedłem już kilka walk, ten organizm może już być trochę wyeksploatowany, bo to już 22 lata w ringu, ale myślę że ostatnie przygotowania pokazały mi, że jest jeszcze we mnie duży głód boksu. Miałem bardzo ciężkie sparingi, które wytrzymałem bardzo dobrze, także będę się starał pokazać w walce, że jeszcze dużo dobrego przede mną.
Nie mam obaw przed sobotnią walką. Jestem w tym sporcie tyle lat, wiem w jakiej jestem sytuacji i wiem, że kolejna porażka, mogłaby zakończyć moją karierę. Zrobię wszystko w ringu, by wygrać tę walkę i to wygrać ją w sposób efektowny, dlatego że byle jaka wygrana również mnie nie interesuje, ponieważ będzie to dla mnie znak, że nie do końca jest tak, jak powinno. To czy będę dalej boksować, nie zależy tylko ode mnie, jest to uzależnione również od decyzji mojego promotora, który wie, że ostatnio miałem słabszy czas w ringu. Za wszelką cenę będę chciał udowodnić, że jeszcze wiele walk przede mną. To będę się starał pokazać w sobotę, a czy będzie mi dane, ciężko powiedzieć. Grafka jest dobrym zawodnikiem, jest na fali wznoszącej, wygrał w Niemczech trudną walkę, więc z niecierpliwością czekam na sobotę.
Obecnie chciałbym się odbudować. Następną walkę traktuję bardzo poważnie, to jest moje być albo nie być. Na ten moment ta walka jest dla mnie najważniejsza, ale w przyszłości chciałbym jeszcze zawalczyć z dobrymi zawodnikami. Myślę, że jeżeli będę wygrywać kolejne walki, takie propozycje się pojawią. Niektórzy zawodnicy odzywają się z racji tego, że mam dobry bilans, nazwisko, sporo wygranych walk. Chcą się ze mną mierzyć, ale to wszystko jest uzależnione od mojej dyspozycji i zobaczymy co będzie, dopiero gdy zawalczę.
Ambicje u sportowca to w moim przypadku przekleństwo. Moje ambicje są bardzo duże, jestem takim człowiekiem, że nie potrafię sobie odpuszczać. Wielu ludzi pyta po co mi to, po co te emocje związane z boksem, ale ja ciągle wychodzę do ringu, nie potrafię od tego odpocząć, ciężko mi nad tym zapanować.
Gdy brakuje mi ochoty na trening, odpoczywam. Jak już mówiłem, jestem człowiekiem, który nie lubi odpuszczać, ale jeżeli czuję, że naprawdę nie mam już siły i że nie powinienem iść na trening, odpoczywam lub robię tylko lekki trening, żeby się rozruszać.
Cała moja kariera zawodowa, która zaczęła się w 2008 roku, to był nieustanny trening. Praktycznie po każdej walce, która odbywała się w sobotę, w poniedziałek byłem już na treningu. Nie raz dawałem sobie po ciężkiej walce tydzień odpoczynku. Po ostatniej miałem najdłuższą przerwę w karierze, bo minęły aż dwa miesiące, bym w ogóle poczuł głód boksowania, ochotę by sprawdzić, czy w ogóle jeszcze chcę to dalej robić. Jednak chyba nie umiem usiedzieć w domu i po tych dwóch miesiącach ostatecznie wróciłem na salę.
W okresie przygotowawczym spędzam na treningach ok czterech godzin dziennie.
Jeśli chodzi o dietę, to przez pewien czas miałem ustaloną i było to bodajże 2200 kalorii. Obecnie próbuję się po prostu zdrowo odżywiać, nie jem śmieciowego jedzenia, nie sięgam po pizzę i tym podobne. Staram się cały czas dobrze jeść, kupuję wysokiej jakości produkty, zażywam suplementy przed i po treningu.
Na śniadanie jem płatki owsiane z rodzynkami, suszonymi śliwkami, żurawiną, miodem. Nieraz jest to sałatka z owoców, chudy twaróg z owocami lub placki owsiane, do tego koniecznie kawa. Generalnie jem wszystko to, co miałem rozpisane przez dietetyka.
W okresie przygotowań nie piję nawet piwa. Po walce zdarza się że wypiję z żoną winko lub piwo, mocniejszych alkoholi staram się unikać, bo po prostu tego nie lubię.
Doping w sporcie jest nieuczciwy. Jeśli ktoś wspomaga się niedozwolonymi substancjami, a druga osoba nie, to jest to nie fair. Doping wzmacnia, powoduje agresję i to, że zawodnik zachowuje się nienaturalnie, ale przede wszystkim szkodzi zdrowiu. Wiadomo, każdy robi to na swoją odpowiedzialność, ale każdy też później to na sobie odczuje.
Bardzo lubię film Trzystu. Widziałem go chyba z 50 razy. To bardzo dobry film.
Wolny czas spędzam z rodziną – żoną i córeczką. To jest dla mnie w życiu najważniejsze.
Życie z pięściarzem jest ciężkie. Ja dużo poświęcam treningowi, diecie. Żona przygotowuje mi posiłki, wszystko jest uzależnione od zbliżającej się walki, robienia wagi, wszystko jest robione pode mnie. Na pewno ja nie jestem lekkim człowiekiem, ale po walkach staram się to wszystko wynagradzać i spędzać dużo czasu z rodziną.
Nie przychodzi mi do głowy żadna, konkretna walka, którą każdy powinien zobaczyć. Oglądam bardzo dużo boksu, nie muszą to być nawet znane nazwiska, lubię po prostu oglądać dobre, zacięte pojedynki.
Jest kilku dobrych pięściarzy, ale nie mam swojego ulubionego. Kiedyś był to Mike Tyson, teraz nikt konkretny. Na pewno podobał mi się Floyd Mayweather, był geniuszem tego sportu.