Ostatnio było o
[naturalnych sposobach na zmęczone nadnercza], to dzisiaj będzie o tych syntetycznych. Witaminy i minerały zawsze można znaleźć w naturalnych produktach, niestety z racji egzystowania w naszym wspaniałym XXI wieku, często cierpimy na ich niedobór. Żywność jest coraz bardziej przetworzona, a co za tym idziemy- traci na wartości. Dlatego po latach żywienia się białą, pszenną bułką, jogurtami typu light, zbożowymi ciastkami, warto doładować się dobrym preparatem,
z dużą dawką energii w postaci witamin np. z grupy B, czy tłuszczu z grupy "kwasy omega-3", które mają działanie anty-zapalne.
Przed Wami
lista 5 suplementów diety, które pomagają zregenerować się zmęczonym nadnerczom:
1.
Magnez. Nie mylić z magnesem. Wiem, że lodówka przyciąga, ale w tym wypadku mam na myśli pierwiastek w formie
jabłczanu, diglicynianiu, siarczanu czy cytrynianu. Ten wspaniały pierwiastek, jest często niedoceniany, albowiem relaksuje nasze mięśnie, poprawia nastrój i wystarczy kilka dni jego suplementacji, aby odczuć pozytywne skutki jego przyjmowania. Co więcej - wystarczy dosypać sobie do kąpieli chlorek lub siarczan magnezu (sól epsom), aby doświadczyć tego w ciągu kilkunastu sekund. I wcale nie trzeba wydawać kilkunastu złotych na taki wspaniały, jednakże jednorazowy proszek opatrzony we wstążeczkę i zachęcający opis producenta - można zakupić
czystą sól magnezową poprzez internet - siarczan lub chlorek magnezu. Sól epsom można także bez problemu dostać w każdej aptece (jest to popularny środek na przeczyszczenie - mina farmaceutów gdy kupuję duże opakowanie - bezcenna). Zwykle kupuję 1kg siarczanu magnezu, i raz na 1-2 miesiące rozuszczam sobie ok 2 łyżek w 100ml wody, w buteleczce z atomizerem (najlepiej szklanej, używam takiej po olejkach z alterry) i spryskuje tym nadgarstki/kark kilka razy dziennie. Jeśli chodzi o gotowe produkty, to polecam TriMag z Olimpu (do kupienia w super-pharm/rossmann), a także
[ten produkt].
2.
Witaminy z grupy B. Tych witamin zawsze nam brakuje, o ile nie wcinamy 2 razy w tygodniu, wątróbki, jemy surowe owoce, unikamy nabiału i glutenu, a nasze jelita są szczelne. Skoro tu trafiliście, to najprawdopodobniej macie jakiś problem ze zdrowiem, co wiąże się często z niedoborem tychże witamin. Ich suplementacja znacznie poprawia stan naszego układu nerwowego jak i pokarmowego. Witaminy z grupy pełnią ważną rolę w metabolizmie komórek naszego ciała - np. witamina B5 jest potrzebna do produkcji koenzymu A, który znowu bierze udział w oddychaniu komórkowym i rozkładzie tłuszczy, białek i węglowodanów, a witamina B6 bierze udział w produkcji hormonów nadnerczy. Witamina B12 bierze udział w tworzeniu czerwonych ciałek krwi, wzmacnia otoczkę mielinową ochraniającą komórki nerwowe, ułatwia przepływ informacji między komórkami nerwowymi, ponieważ współtworzy neuroprzekaźniki, zapewnia dobry nastrój, pomaga w lepszym zapamiętywaniu i wzmaga koncentrację. Warto zrobić badanie poziomu tej witaminy. W przypadku niskiego poziomu, lub co gorsza poniżej normy, zalecam suplementację formą methylocobalamine w dużych dawkach.Przyjmuję
[taki kompleks].
3.
Adaptogeny, czyli ajurwedyjskie, ziołowe substancje uodparniające nas (adaptujące) na stres. Należy dopasować je do naszego stanu zdrowia, np. popularna ashwagandha nie jest zalecana przy chorobach autoimmunologicznych, ponieważ może zwiększać atak autoimmunologiczny. Osobiście stosowałam żeń szeń syberyjski, gotu kula i korzeń maca. Więcej o adaptogenach, pisałam
[tutaj-punkt 3.]. Mi pomogły, mniej więcej w 50% przy depresyjnym #mindfuck'u. (drugie 50% to zmiana diety i poprawa trawienia, nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że mój nastrój może zależeć od tego co zjadłam i od tego, jak pracują moje jelita).
4.
Witamina C. Znana chyba wszystkim, a najbardziej to pewnie z polecenia rutinoscrobinu (szczególnie przy rozpikselowanych zdjęciach). Dlaczego jest taka ważna? Otóż, nasz gatunek nie jest w stanie syntezować jej sam. Musimy ją sobie dostarczać z zewnątrz, wraz z pożywieniem. A że lubimy jeść lody, ciasteczka, pizze czy inny shit, to dostarczymy sobie jej w bardzo niskich (lub żadnych) dawkach, zupełnie nieadekwatnych do potrzeb naszych najczęściej niedożywionych tkanek. Witamina C bierze pośrednio udział w produkcji kortyzolu, hormonu nadnerczy, oprócz tego wzmacnia układ odpornościowy (na prawdę polecam, potrafi wyleczyć przeziębienie w 24 godziny, sprawdziłam nie raz). Ja kupuję czysty kwas l-askorbinowy i piję kilka razy dziennie (mniej więcej 3-4 razy po 1g - dawkę należy ustalić indywidualnie, najlepiej zacząć od max 1g dziennie rozłożonego na 2-3 dawki) - proszek rozpuszczam w wodzie i wypijam, można dodać odrobinę miodu czy imbiru dla smaku. Z witaminy C można zrobić m.in. domowego sprite'a -
[przepis]. Witaminę C należy mieszać plastikową łyżeczką/słomką, aby nie utlenić jej właściwości, a także nie wolno zalewać jej gorącą wodą (czyli np. w herbacie straci swoje właściwości). Do witaminy C dobrze jest dodać sok z cytryny lub pomarańczy, wtedy jest lepiej przyswajalna. Wersja dla bogatych:
[forma bufforowana].
5.
Kwasy omega-3. Kolejny ważny element diety, którego większości z nas brakuje. Zakochani w tłuszczach roślinnych, oleju rzepakowym, słonecznikowym, pestkach dyni, ziarnach słonecznika, kaszach, ryżach i innych zbożach, dostarczamy sobie mnóstwa pro-zapalnych kwasów omega-6. Tymczasem dla optymalnego zdrowia potrzebujemy także kwasów omega-3. Ich źródłem są np. ryby, jednak dostęp do tych dobrej jakości jest ograniczony. Warto więc przyjmować dobry suplement z odpowiednim stosunkiem EPA/DHA np.
[taki], lub zaopatrzyć się w tran.