Pogoda podobno bluesowa. 2 stopnie. W domu panuje przyjemne ciepło. Usadawiam się w fotelu, w pobliżu okien, gdzie do czytania i oglądania świata na zewnątrz miejscówka najlepsza.
Raz, dwa, trzy, cztery… liczę kosy, które zleciały się śniadanie na tarasie. Chwilę po nich nadlatuje wszędobylska sroka. Przegania towarzystwo niemal natychmiast. Chociaż ona nie pogardzi nawet kocią karmą. To pewnie ona, wredota jedna, roznosi mi pojemniki z jedzeniem dla kotów po całym ogrodzie.
Na kolanach mam rozłożone "Księgi Jakubowe". Dobra to lektura na ten czas. Dłuższe niż zwykle zwolnienie pozwoli mi w końcu dotrzeć do ostatniej, czyli pierwszej strony. Podziwu nad tą księgą (900 stron) i jej autorką mi nie starcza. Nie jestem w stanie ogarnąć ogromu wykonanej pracy. Porywa mnie żywot Jakuba Franka, zatapiam się w historii rozpisanej na kartach książki, o wymiarach tak uniwersalnych, że aż nieprawdopodobnych.
Wieczorem, gdy oczy zmęczone, włączamy "Lucy", co do której mam mocno mieszane uczucia. Cud-mąż jednakowoż widząc na ekranie Scarlett Johansson nie ma wątpliwości. Wedle jego kryteriów warto zarwać kawałek nocy. (Taka mądra i taka piękna… Kto oglądał ten uchwyci żart w lot). Miałabym mieszane uczucia polecając ten film, a jednak sądzę, że obejrzenie go nie musi oznaczać straty czasu. Jeśli moje pokrętne i enigmatyczne Was nie zniechęciły wyjaśnienia (stwierdzić, że piszę w malignie byłoby nadużyciem, a jednak) to sami się przekonajcie.
Rankiem znowu zabawiam się w ornitologa amatora. Mam przy tym nieodparte wrażenie, jakby zbliżała się swoim drobnym, lekkim krokiem, wiosna. Ptaki w poruszeniu i w skowronkach. Nawet mój zasmarkany nos wyczuwa ją w powietrzu. Jak to możliwe? Jeszcze kilka dni temu choinki, nikomu już do niczego niepotrzebne wyściełały wszystkie okoliczne chodniki. Widok to tak ponury, że mógłby konkurować z obrazkami z dzieciństwa. Kiedy to choinki, nagie już, żałosne w utraconym pięknie, wyrzucano na osiedlowe śmietniki. Nigdy nie zapomnę tego widoku.
Kuracja antybiotykowa wymusza zmianę diety. Miałam nosa wywożąc od rodziców słoje domowej kiszonej kapusty. Obmyśliłam sobie wegetariańską wersję alzackiej choucroute garnie. Wzmocniłam smak garam masalą i wyszedł z tego pożywny zimowy posiłek. Polecam gorąco.
PS.: Wszystkim, którzy nie w formie, w chorobie czy w łóżku, złożonym chorobą polecam także tę zupę lekarstwo - danie prawdziwie godne swojej nazwy.
Trzymajcie się ciepło, Kochani!
Soczewica z kiszoną kapustą garam masala Składniki:
160 g zielonej soczewicy 340 g kiszonej kapusty z marchewką 1/2 łyżeczki garam masala 1 cebula 220 g ugotowanej soczewicy tłuszcz do podsmażenia cebuli 1 łyżeczka dobrej oliwy z oliwek sól, pieprz do smaku Przygotowanie:
1. Soczewicę zagotowujemy w potrójnej ilości wody, gdy zaczyna wrzeć zmniejszamy ogień i gotujemy jeszcze 25 minut. 2. W tym czasie siekamy cebulę i dusimy ją na patelni razem z garam masalą. 3. Siekamy drobno kiszoną kapustę. 4. Ugotowaną i gorącą soczewicę przelewamy przez sito, jeśli nie wchłonęła całości wody, w której była gotowana. 5. Soczewicę przekładamy z powrotem do garnka, w której była gotowana i łączymy ją z cebulą, cieciorką i kiszoną kapustą. Doprawiamy. Polewamy oliwą, która pomoże dobrze przyswoić dobro składników potrawy. Posypujemy świeżymi ziołami (patrz Uwagi). Podajemy od razu. Uwagi:
1. Starajmy się kupować kiszoną kapustę z beczki, nie już zapakowaną - ta druga jest pasteryzowana, a więc pozbawiona w dużej mierze swoich dobroczynnych właściwości.
2. Tradycyjnie choucroute powinna być podgotowana, mnie jednak zależało na tym, aby zachować wartość kiszonej kapusty a całość dania przez natychmiastowe połączenie jej z gorącą soczewicą nadawała się idealnie do podania. 3. Smak takiego dania można dodatkowo podkręcić tartym jabłkiem, które poddusimy krótko razem z soczewicą lub rodzynkami - w wersji, którą bardzo lubię. 4. Można przygotować je w wersji najszybszej i najprostszej - soczewica, cebula i kapusta kiszona plus przyprawy, rezygnując z użucia cieciorki. Lub też cieciorkę zastąpić pieczonymi w miodzie ziemniakami. 5. Koniecznie posypcia całość zieloną pietruszką, której mi akurat do sesji zabrakło. Dobrze sprawdzi się tu także świeży rozmaryn lub tymianek. Smacznego!