Wyjazd do Dijon, historycznej stolicy Burgundii był niespodziewany, zaplanowany z dnia na dzień. Jak wiadomo miasto to słynne jest dzięki produkcji musztardy jak i wyśmienitych win burgundzkich.
Dijon to także ośrodek akademicki, mam na myśli tu Uniwersytet Burgundzki, Akademię Sztuk Pięknych oraz filię środkowoeuropejskiego Paryskiego Instytutu Nauk Politycznych. Znajdują się w mieście tym liczne muzea oraz zabytki.
Odległość z Paryża do Dijon to 310 km, którą TGV pokonuje w ok. 1,5 h. A jeśli chcielibyśmy wyskoczyć do Szwajcarii to już prawie rzut beretem, oczywiście mając wizę.
Trafiając do Dijon mieliśmy szczęście z pogodą. Rano przywitało nas rześkie powietrze, jeszcze w niektórych zakamarkach miasta unosiła się mgła, przez którą przebijało się słońce. Takie momenty warte są uchwycenia w kadrze, czego ja nie zrobiłam.
Droga od dworca kolejowego do centrum miasta jest bardzo prosta i zajmuje normalnym krokiem ok. 15 min. Symbolicznym monumentem oznaczającym wkroczenie na teren starego miasta jest Brama Wilhelma.
Idąc od bramy aż do Pałacu Książąt Burgundzkich możemy poprzyglądać się wywieszonym herbom gmin.
Największą ciekawość wzbudzają wąskie uliczki, które prowadzą do ciekawych kamieniczek. Architektura tego miasta zachwyca, poprzez kolorowe dachówki a także drewniane elementy zdobnicze na domach.
Nie można się zgubić w tym mieście, zwłaszcza kiedy czuwa nad nami Sówka (chouette). Idąc jej śladami dotrzemy do każdego zabytku - najważniejszego miejsca w Dijon.
Sówka jest symbolem Dijon, po tym jak została wyryta na zewnętrznej ścianie Kościoła Notre - Dame.
Dotknięcie Sówki lewą ręką przynosi szczęście oczywiście jednocześnie trzeba pomyśleć życzenie.
Na dachu Maison Milliere, który mieści się na tyłach Kościoła Notre - Dame umieszczono sowę i kota.
Dijon jest idealne na dwa dni by odpocząć od paryskiego zgiełku ulicznego i licznych gwarnych lokali. Warto zasmakować się w kuchni a także winach, nie mówiąc o wyborze musztardy..ale o tym w kolejnym poście.