Wraz z nastaniem wiosny budzi się do życia przyroda a z nią my. Choć niektórzy odczuwają przesilenie wiosenne, ja odczuwam przypływ energii, a w mej głowie rodzi się więcej pomysłów. Marzec jest dla nas wyjątkowym miesiącem. A to dlatego, że wraz z wiosną nasze mamy wydały na świat mnie i mego męża, tylko w znacznie innym roku :) Choć nie urodziliśmy się tego samego dnia, mamy to szczęście, że dzielą nas tylko trzy dni. Zatem końcówka marca jest czasem świętowania i ucztowania.
Odkąd jesteśmy razem spędzamy nasze urodziny wyjeżdżając gdzieś na jeden dzień lub kilka lub jeśli nie mamy takiej możliwości świętujemy przy dobrym obiedzie w restauracji lub w zaciszu domu. W tym roku, tak się złożyło, że nasze urodziny spędzamy w naszych czterech ścianach, przy dobrym obiedzie z butelką winą i deserem.
Mój mąż postanowił uczcić kolejne moje urodziny wizytą w nowo otwartej, w naszym mieście, restauracji - Czeskiej Oberży. Udał się tam kilkanaście dni wcześniej, by zarezerwować stolik. Uznał, iż pewniejszy będzie osobisty kontakt niż rozmowa telefoniczna. Tego dnia, na sali, było sporo klientów. Dwie obsługujące Panie były na tyle zajęte, że nie znalazły chwili by zapytać się w czym mogą pomóc. Mąż stojąc przy barze dłuższą chwilę, zwrócił swoją osobą uwagę barmana, który zapytał go w czym może pomóc. Mąż poprosił o rozmowę z managerką lokalu, jednocześnie informując że przyszedł w celu zarezerwowania stolika. Niestety i ona okazała się w tym czasie bardzo zajęta o czym poinformowała męża jedna z obsługujących kelnerek. Widząc minę męża wręczyła mu wizytówkę z propozycją, by zadzwonił i zarezerwował stolik. Oczywiście nie skorzystaliśmy z tej propozycji. Taka sytuacja przydarzyła się nam pierwszy raz. Z drugiej strony, właśnie ta historia zainspirowała mnie do tego by przygotować danie w domu.
Po wyjściu męża z lokalu, który opowiedział mi całą historię, stwierdziłam, że skoro nie chcą mieć kolejnego klienta to trudno, widocznie nie zależy im, może mają już przesyt gości. Bez zastanowienie zadeklarowałam, że tegoroczne urodziny spędzać będziemy w naszym domu z dobrym jedzeniem, które potrafię sama przygotować a jeśli mam spróbować jedzenia regionalnego i być może zdążę jeszcze pojechać do Czech. Bo przecież marzenia się spełniają, prawda?
Długo nie musiałam się zastanawiać co ugotuję. Będąc pod wpływem Julii Child, brzmi to jak w filmie Julie & Julia, kiedy Julie wypowiadała powyższe słowa do swego męża, postawiłam na
Boeuf bourguignon. Chciałam sprawić nam tym przepisem radość i przywołać wspomnienia z naszego krótkiego, ale jakże cudnego pobytu w
Dijon.
Smak
Boeuf bourguignon pamiętamy po dziś dzień
. Wino aż parowało z mięsa i z nas. Wystarczył nam jeden kieliszek do mięsa, byśmy poczuli jak to lubimy mówić - fazkę. Jedzenie było dobre, choć mięso wzbudziło moje zainteresowanie, gdyż kawałki wołowiny nie były aż tak chude, jak mogłyby się wydawać. Szukałam dobrego przepisu, nie miałam jeszcze w posiadaniu kolejnej książki Julii Child, jednak posiłkowałam się przepisem z bloga, który prowadzi
Chili & Tonka prosto z Burgundii. Prześledziłam dokładnie przepis.
Kupiłam wołowinę - udziec.
W Burgundii hoduje się specjalne bydło, którego mięso wykorzystuje się do stworzenia tego jakby nie było jednogarnkowego dania.
Boeuf bourguignon jest wyjątkowym daniem, może zachwycić każdego. Prawdziwa uczta smaków. Mięso jest bardzo kruche i delikatne a wino powoduje upojenie zmysłów. Jak mawiał Escoffier -
Jeden kęs. Jeden pocałunek. Przepadła. Uwodzenie jedzeniem jest prawdziwą sztuką. I wiem, że uwiodłam kubki smakowe mojego męża. Jednak, by tego wszystkiego dokonać potrzebna jest szczypta dobrej zabawy, miłości i wiary, że to co robimy, może stać się czymś odkrywczym dla drugiej osoby.
Składniki:
[na 4 os.]
- 0,5 kg pieczeni wołowej, najlepiej udźca
- 1 butelka wytrawnego czerwonego wina (preferowane burgundzkie)
- 3 marchewki
- 1 gałązka selera naciowego
- 1 cebula
- łyżka oliwy
- 1 – 2 łyżki mąki
- dwie gałązki świeżego tymianku
- sól morska i świeżo zmielony pieprz
Przygotowanie:- W dniu poprzedzającym gotowanie Boeuf bourguignon mięso należy zalać winem. Wstawić do lodówki.
- Dnia następnego należy odcedzić mięso z wina, tylko go nie wylewać.
- Marchewkę i seler naciowy obrać i pokroić w krążki około 1cm grubości.
- Cebulę obrać i pokroić na ćwiartki.
- W dużym garnku na dość mocnym ogniu, rozgrzać oliwę. Wrzuć cebulę i usmażyć na złoty kolor. Wyjąć na miskę.
- Następnie do garnka wrzucić mięso. Smażyć 5 minut na jednej stronie, potem odwrócić i smażyć kolejne 5 minut. Nie mieszać mięsa w trakcie.
- Dodać cebulę, marchew, seler i tymianek. Przyprawić pieprzem i solą. Smażyć wszystko około 1 minuty.
- Wrzucić mąkę, wymieszać, a potem zalać całość winem.
- Zagotować.
- Przykryć garnek i wstawić do piekarnika rozgrzanego do 160° C na 3 godziny.
*Wino powinno pochodzić z Burgundii, więc macerowałam winem Coteaux Bourguignons, kupionym w Lidlu - koszt ok. 20 zł.
Do Boeuf bourguignon mąż podał wino Malbec. To La Croix Vincens Cahors 2011 od Château Vincens Vigneron (ALMA/32,90 zł). To był nasz pierwszy malbec z Cahors i jesteśmy pod ogromnym wrażeniem. Nos: jeżynowo - porzeczkowy, nie za intensywny. Usta: pełne, konfitura owocowa (porzeczki, jeżyna czarna, wiśnia), wyczuwalna beczka. Ciężko jest opisać takie wino nam amatorom, ale przyznaję - wypite po malbecu bordeaux nie smakowało tak dobrze jak wcześniej. Wśród ulubionych szczepów jak nero d`avola i pinot noir znaleźliśmy miejsce dla malbeca, ale rzecz jasna tego z Cahors.
Serdeczności,
V.