Dziś krótko i w innej formule na temat dwóch win, które miałem okazję spróbować dzięki uprzejmości samego importera, czyli Lidla.
Dlaczego w innej formule? Otóż na temat oferty win węgierskich, które dostępne będą w sklepach Lidla w całym kraju od 2 lutego, pojawiło się już bardzo dużo informacji, zarówno na stronach portali specjalistycznych, takich jak Winicjatywa lub blogach i portalach entuzjastów win. Tam też możecie dowiedzieć się o jakości prezentowanych produktów z perspektywy zawodowej oceny.
Do mnie dotarły dwa wina: czerwone – „bycza krew” czyli
Ferenc Tóth Egri Bikavér 2011 i białe -
Maurus Móri Ezerjó 2012.
Osobiście skłaniam się ku tej drugiej – odniosłem podobne wrażenia, słabo przebijający się owoc zarówno w zapachu (nos), jak i w smaku (usta). Po otworzeniu, potrzymałem je 24 godziny zanim spróbowałem. Generalnie, nie przepadam za „byczą krwią”, sama nazwa mnie nastawia negatywnie, ale przecież nie o to chodzi. Wino to nie zrobiło na mnie większego wrażenia, choć jak twierdzi Wojciech Bońkowski i tak jest najlepsze wśród trzech bikaverów, przez Lidla, proponowanych (
http://winicjatywa.pl/2015/01/15/lidl-oferta-win-wegierskich-luty-2015/). W cenie 19,99 zł możemy dostać inne, ciekawsze w odbiorze wina, a z drugiej strony mamy właśnie, być może jedyną niepowtarzalną okazję, spróbować jedno z najpopularniejszych win węgierskich.
Z białym winem wiązałem większe nadzieje. Mimo, że W. Bońkowski przestrzegał przed zbytnim entuzjazmem (
http://winicjatywa.pl/2015/01/15/lidl-oferta-win-wegierskich-luty-2015/). Pierwsze rozczarowanie, niezamierzone ze strony samego wina, to fakt że jest wytrawne. Nie spojrzałem dokładnie na etykietę a miałem nadzieję, że wino to skosztuję przy okazji przygotowania Dietetnika. Niestety. Drugie rozczarowanie pojawiło się, gdy sięgnąłem po kieliszek i… musiałem przyznać rację autorowi recenzji na Winicjatywie. Wyczuwalna spora kwasowość, owocu jak na lekarstwo, mocno przytłumionego. No i ta cena – 27,99 zł. Na tym tle zdecydowanie lepiej prezentuje się, zarówno pod względem smaku jak i ceny, prezentowany na blogu
Van Zijl Chenin Blanc 2011.
Oba wina, w moim bardzo subiektywnym odczuciu, nie zaprezentowały się zbyt okazale, ale skłaniam się ku tezie że ocena ich jest efektem moich zbyt wygórowanych oczekiwań. Z Węgrami łączą mnie sympatyczne i ciepłe wspomnienia, to kraj do którego najczęściej podróżowałem, jeszcze w studenckich czasach. I mimo, że akurat te dwa wina nie przypadły mi do gustu, wybiorę się do Lidla by kupić i móc skosztować niektórych innych „braci” spośród szerokiej oferty dyskontu przygotowanej na tę okazję.