Mrożony sernik dyniowy na spodzie z orzechów włoskich, daktyli, marchewki i gruszki polany czeko-sosem podany z gruszką
Dzisiejsze śniadanie przygotowywanie dzień wcześniej, można powiedzieć, że w towarzystwie znajomych blogerów, podczas wieczornej konferencji na Skypie. Chociaż milej i weselej chyba być nie mogło, warunki nazwałabym nieco... survivalowymi? Jedną ręką blendując, drugą odpisując, jednym uchem słuchając i mówiąc jednocześnie próbowałam stworzyć coś na wzór tego. Z braku bananów stanęło tylko na odwzorowaniu spodu (ze zmianą użytych orzechów), który przykryty został sernikiem dyniowym, a na wierzchu wylądował wszystkim już chyba znany czeko-sos i kawałki chrupiących orzechów. I pomimo, iż temperatury o poranku nie mają już tendencji do gwałtownych wyskoków, muszę przyznać, to mrożone ciasto było zasładzającym orzeźwieniem przed podróżą do Warszawy. Dzięki niezastąpionej koleżance do torby pakuję pożyczoną lustrzankę w celu przetestowania funkcji, dorzucam książkę na umilenie czasu w pociągu i... widzimy się pod Pałacem Kultury moi drodzy :*Przepis:
Spód:
- 1/3 obranej marchewki
- 1/3 gruszki (najlepiej mało soczystej)
- 1,5 łyżki siemienia lnianego
- 4 świeże daktyle
- łyżeczka cynamonu
- 20g orzechów włoskich
- łyżka oleju kokosowego
Marchew i gruszkę ścieramy na tarce. W młynku do kawy mielimy na mąkę orzechy, dodajemy daktyle i siemię lniane i wszystko ponownie mielimy na dość lepką masę. Łączymy z resztą składników i bardzo dokładnie blendujemy. Wykładamy masę do wyłożonego papierem do pieczenia naczynia i wygładzamy. Wkładamy do zamrażalnika.
Warstwa serowa:
- 100g kremowego serka
- 100g puree z upieczonej dyni
- łyżka miodu
Wszystkie składniki dokładnie miksujemy, a jeśli puree nie jest gładkie, możemy je zblendować. Wykładamy na schłodzony spód. Wierzch dowolnie ozdabiamy, u mnie kakao wymieszane z kilkoma łyżkami ciepłej, ale nie gorącej wody i posiekane orzechy laskowe. Całość wkładamy na noc do zamrażalnika. Rano wyciągamy kilkanaście minut przed podaniem.
Sytuacja się normalizuje. Momentami czuję tę dawną beztroskość, odpływam, wyciskam jak najwięcej z życia. Chwilami przychodzą drobne zachwiania. Ale jest dobrze i jestem pewna, że teraz, gdy jestem przez Was jakby "podpierana", sprawa będzie posuwać się tylko w tę stronę ;)
Edit: post został przygotowany rano, jednak dużo czasu zajęło mi oswojenie obcego aparatu, a nie chciałam ryzykować spóźnienia na pociąg, więc publikuję dopiero teraz. Nadal wstrząśnięta po spotkaniu w Warszawie życzę miłej nocy i do jutra rano :)