Bazyliowo-pomarańczowy hummus na czystoziarnistym chlebie z pomarańczą i malinami
Jak już wiele razy wspominałam, moja mama bardzo lubi zaskakiwać. Od niepamiętnych czasów nie działały na nią prośby o kupno ziół w doniczce, a błagalne spojrzenia w ich stronę na sklepowej półce pozostawały niezauważone (ignorowane). Kiedy już straciłam wszelkie nadzieje i puściłam w niepamięć to nigdy nie zrealizowane pragnienie, pewnego dnia patrzę i oczom nie dowierzam - mama przytargała doniczkę z ogromnym krzaczkiem bazylii. Codziennie rwałam po kilka listków - oszczędnie, świadoma, iż taka okazja może więcej się nie przytrafić. Jednak gdy w lodówce zostały ostatki ugotowanej ciecierzycy, nie mogłam odmówić sobie przygotowania hummusu z udziałem tej wdzięcznej zieleniny. I oto jest, a do pary upiekłam mu chleb z samych ziaren - taki, jak lubię najbardziej. Co jak co, ale nie pomyślałabym, że na setne śniadanie zjem... kanapki!
Przepis:
- 1 szklanka ugotowanej ciecierzycy
- 1 szklanka liści bazylii
- 2 łyżki tahini
- 2 łyżki soku z cytryny
- sok z ok. 1/3 pomarańczy
- skórka starta z 1/2 pomarańczy
- 1 łyżka syropu klonowego (opcjonalnie)
Ciecierzycę dokładnie blendujemy z bazylią, sokiem z cytryny i pomarańczy, tahini i ew. syropem klonowym. Skórkę z pomarańczy ścieramy na średnich oczkach, dodajemy do hummusu i mieszamy. Przekładamy do miseczki i podajemy z chlebem i owocami.
I... no właśnie - setne śniadanie. Niby nic, a jednak czuję w środku, że to jakiś "jubileusz", koniec tego co było, a początek czegoś nowego. Przez te sto śniadań z Wami poczyniłam diametralne zmiany: w sposobie myślenia, w podejściu do jedzenia jak i w samym jedzeniu, odkryłam pasję, a przy tym mój świat wypełnił się planami do zrealizowania, marzeniami, uśmiechem na co dzień, a przede wszystkim przyjaciółmi. Dziękuję, bo to dzięki Wam mogę zostawić za plecami coś, co było i żyć z łatwością i lekkością w porównaniu do minionego okresu. Wiem, że nie osiągnęłam jeszcze całkowitej harmonii i dużo pracy przede mną, ale i tak czuję się o niebo lepiej - jakby ktoś połatał w magiczny sposób dziury w mojej duszy. Tego typu rocznice zawsze budzą we mnie więcej sentymentu niż radości, dlatego proszę - nie gratulujcie. Nie chcę nic zapowiadać, bo z doświadczenia wiem, że wtedy nie wyjdzie, jednak ostatnimi czasy odczuwam potrzebę zmian. Nie jestem jeszcze pewna na jakim polu, dlatego nie określam nic z góry. Nie zdziwcie się jednak, jeśli nagle nie dodam śniadania, a później zobaczycie obiad/kolację czy deser. Idea typowego "śniadaniowca" trochę kojarzy mi się z czymś, co było, dlatego bloga śniadaniowcem nie chcę więcej nazywać. Oczywiście śniadania będą się pojawiać i to w znacznej przewadze, jednak mam ochotę skończyć z ich numeracją, odczuwam także mniejszą potrzebę wylewania tu "żali", gdyż po prostu... jest ich mniej, nagle jakby zniknęły. Nie wiem, ile z tego, co powiedziałam zrealizuje, ile się zmieni, a ile zostanie tak jak było. Jedno jest pewne - na pewno nie odchodzę :) ...a może wręcz się rozkręcam?
Życzę miłego (dla większości) dnia wolnego, sama zaczynam powtórkę z renesansu, którą odwlekam od paru dni, a w końcu jutro na j. polskim szykuje się prawdziwy pogrom :P