Wszystkie moje wyjazdy, te większe i mniejsze, kojarzą mi się nie tylko z pięknymi widokami i zabytkami, ale także z jedzeniem. Uwielbiam próbować nowe potrawy, szczególnie gdy miejsce odpoczynku ma swoją kuchnię. I prawdę mówiąc większość uzbieranych oszczędności na wakacje przeznaczam właśnie na pobyty w różnych knajpach*, niż na typowe pamiątki czy ubrania.
Czy Wy też tak macie, czy może tylko ja jestem taka dziwna? :)
Pomyślałam, że poza wrzucaniem zdjęć widoków, pokażę Wam cuda, których udało mi się spróbować w te wakacje.
Pół kilo szczęścia - mix owoców morza (krewetki, kalmary, ośmiorniczki)!
Po lewej - sałatka z kalmarów, po prawej - krewetki w salsie z parmezanem
Spaghetti z owocami morza - mój absolutny hit :)
Pizza z owocami morza
Frappe, z dużą ilością cukru i uwaga, skondensowanego mleka (zamiast zwykłego) - pyszne, ale niesamowicie słodkie. Chociaż dawało niezłego kopniaka :)
Prawdziwa hiszpańska paella :)
Uwielbiam owoce morza i np. w Albanii miałam okazję (chyba pierwszy raz w życiu) najeść się ich do syta, bo ich ceny były naprawdę niewielkie i nawet ja, studentka, która nie miała ze sobą wielu pieniędzy, mogłam pozwolić sobie niemal codziennie na świeże, pyszne dania. Hiszpania była za to droższa, ale mogłam spróbować wielu dań po raz pierwszy w życiu.
A czy Wy w te wakacje spróbowaliście czegoś nowego? Piszcie!
* pięniądze wydaję, a za to zbieram dodatkowe kilogramy, które później spalam na kolejne wakacje ;)