Jakiś czas temu wybrałam się do Łodzi, aby ponownie spotkać się z Anią z "Mopsa w kuchni".
Odwiedziłyśmy m. in. Centralne Muzeum Włókiennictwa mieszczące się w dawnej Fabryce Ludwika Geyera, jednego z trzech - obok Karola Scheiblera i Izraela Poznańskiego - "ojców włókienniczej Łodzi", oraz znajdujący się przy w/w muzeum Skansen Łódzkiej Architektury Drewnianej.
Zmęczone zwiedzaniem, poszłyśmy coś zjeść.
Ania zaproponowała, byśmy na obiad poszły do żydowskiej restauracji
"Anatewka" mieszczącej się przy ul. 6 Sierpnia 2/4.
Bardzo ucieszyła mnie ta propozycja, gdyż nigdy wcześniej nie miałam okazji próbować kuchni żydowskiej, a jest to kuchnia dla mnie bardzo intrygująca, chociażby z faktu wymogów religijnych, które wpłynęły na kształt jadłospisu Żydów.
Nie da się też zaprzeczyć, że Żydzi w historii Łodzi odegrali znaczącą rolę - byli jednym z czterech narodów (obok Polaków, Niemców i Rosjan) budującym potęgę tego miasta w XIX wieku, więc żydowski akcent kulinarny naszej wycieczki, był jak najbardziej łódzkim akcentem i w pełni oddawał historyczny charakter miasta.
Skoro już wspomniałam o wymogach religijnych, wypadałoby w skrócie napisać kilka słów na temat koszerności i jaki to ma wpływ na żydowskie gotowanie.
Pokarm koszerny, to pokarm przyrządzony zgodnie z żydowskimi zasadami odżywiania.
Religia zabrania Żydom spożywania wieprzowiny, mogą oni jeść mięso zwierząt czworonożnych, parzystokopytnych, do tego przeżuwaczy, czyli ujmując to prościej, dozwolone jest spożywanie baraniny i wołowiny, które i tak należy odpowiednio przygotować, zaczynając od specjalnego uboju zwierząt.
Pochodzące z uboju mięso, należy przed przyrządzeniem poddać dalszej obróbce, mocząc je przez 30 minut w wodzie, aby pozbyć się krwi.
Następnie wymoczone mięso posypuje się solą kamienną, pozostawiając je w solnej marynacie na godzinę.
Z tych zabiegów "zwolniona jest" wątróbka drobiowa, której się nie moczy, ani nie soli, tylko opieka na ogniu.
Zgodnie z zasadami koszerności do jedzenia przeznaczone są przednie części zwierząt.
Części tylne nadają się do spożycia po bardzo skomplikowanej obróbce, i to jedynie w formie mięsa siekanego - historycy łączą ten wymóg kulinarny z biblijną historią o walce Jakuba z Aniołem, w wyniku której Jakub okulał.
Nie wolno łączyć potraw mięsnych z nabiałem - w związku z tym żadne mięso nie może być przyrządzane na maśle, a zupę ugotowaną na wywarze mięsnym zaprawia się żółtkami, a nie śmietaną Po spożyciu mięsa należy zachować sześciogodzinną przerwę zanim zje się przetwory mleczne.
Natomiast jeśli posiłek mleczny poprzedzał danie mięsne, wtedy przerwa między obydwoma tymi posiłkami, wynosi jedynie dwie godziny.
Bez żadnych przeszkód można łączyć ryby z potrawami mięsnymi, gdyż ryby należą do pokarmów "parwe", czyli obojętnych.
Nie wszystkie jednak ryby mogą być spożywane przez Żydów - zabronione jest mięso ryb nie posiadających płetw i łusek (np. węgorz). Także mięso ptaków drapieżnych jest zakazane.
Warzywa, kasze, ryż, mąka, groch, fasola czy ziemniaki również stanowią grupę pokarmów obojętnych i można je bez przeszkód łączyć i z mięsem i z przetworami mlecznymi.
Wymóg koszerności pokarmów nakłada na żydowskie rodziny obowiązek posiadania podwójnych kompletów garnków, naczyń i zastawy stołowej - oddzielnych dla potraw mięsnych i nabiałowych. Należy je też oddzielnie zmywać.
Nakaz ten wywodzi się z dawnych czasów, kiedy to sprzęty kuchenne były wykonywane z materiałów o porowatej powierzchni, uniemożliwiającej dokładne wymycie i tym samym zachowanie zasady koszerności.
Bogatsi o wiedzę, śmiało możemy iść do żydowskiej restauracji, w końcu teraz już wiemy czego mniej więcej możemy spodziewać się na talerzu.
A czego możemy się spodziewać?
Na przykład dużej ilości podrobów, gęsiny, mięsa kaczki i oczywiście macy, tego podstawowego żydowskiego pieczywa, wypiekanego ze specjalnie spreparowanej pszennej mąki, bez użycia zakwasu, gdyż jego posiadanie w domu podczas paschy jest zakazane przez prawo religijne.
W "Anatewce" na każdym ze stolików stoi talerzyk z macą, tak więc jeśli jesteśmy bardzo głodni, możemy ją przegryźć, czekając na realizację zamówienia :).
A jakie było moje zamówienie?
Z menu na pierwsze danie wybrałam rosołek po żydowsku - byłam bardzo ciekawa czy różni się czymś od rosołu, który znamy z polskich stołów.
No i różni się! Zamiast makaronu dodawane jest roztrzepane jajko, co czyni zupę bardzo lekką w smaku. Taki wstęp do dalszej części obiadu.
Jak widać na zdjęciu, rosół cieszył oczy klarownością i pięknym kolorem. Cieszył też kubki smakowe.
Po rosole przyszedł czas na drugie danie - potrawę, której nazwa "kreplach" od razu przykuła moją uwagę przy przeglądaniu karty.
Okazało się, że za tą tajemniczą nazwa kryją się pierogi.
Dzięki nadzieniu z mięsa kaczki i towarzyszącej mu żurawinie, swojskie pierogi, zyskały nowy wymiar smakowy - z dania typowo domowego, stały się wykwintnym daniem restauracyjnym.
Jeśli do tego dorzucimy kilka listków rukoli i kiełków, które równoważą słodki smak żurawiny, otrzymamy tzw. niebo w gębie :).
Dawno nie jadłam tak smacznych pierogów! Jak wiadomo nie od dziś żurawina z kaczką tworzą zgrany duet na talerzu.
Jedyną rzeczą do której mogłabym się przyczepić, to grubość ciasta, ja lubię cieniutko wywałkowane. Nie ma jednak co się oszukiwać, nigdy - ani w sklepie, ani w restauracji - nie dostaniemy pierogów tak cienko wywałkowanych jak domowe - takie prawo handlu, trzeba się z tym pogodzić i basta!
Miałam też okazję spróbować pieczonej gęsi z sosem żydowskim, którą zamówiła nasza "niekulinarna" koleżanka.
Gęsiny próbowałam po raz pierwszy w życiu. To było bardzo udane zapoznanie.
Mięso gęsie przypadło mi do gustu, ale chyba jeszcze lepszy w smaku był sos, z którym gęś była podana - słodko-pikantny, po prostu powalający w smaku!
Z chęcią wykradłabym kucharzowi przepis :).
Deseru nie zamawiałyśmy, bo nic więcej w siebie byśmy nie wcisnęły. Po prostu nie miałyśmy już miejsca!
Na przejedzenie nie pomógł nam nawet kieliszeczek własnej roboty morelówki sporządzanej przez właściciela restauracji, którą osobiście rozdawał gościom na lepsze trawienie :).
Podsumowując - moje pierwsze spotkanie z kuchnią żydowską było bardzo udane i smaczne. Myślę, że nie jest ono ostatnim - mam kilka potraw, których chciałabym jeszcze spróbować, lub przyrządzić sama.
Wizyta w "Anatewce" przebiegła nam w fantastycznej atmosferze, i jeśli ktoś chciałby w Łodzi skosztować kuchni żydowskiej, to z czystym sumieniem mogę polecić ten lokal.
Jest to zdecydowanie miejsce z klimatem, na który niebagatelny wpływ ma również wystrój, podkreślający etniczny charakter restauracji (niestety nie zrobiłam żadnego zdjęcia wnętrza).
Chciałabym jeszcze dodać, że przemiły pan kelner cierpliwie odpowiadał na wszystkie nasze pytania dotyczące menu, a na sam koniec każdej z nas wręczył mały upominek od firmy - figurkę Żyda trzymającego w rękach grosik, tak na szczęście i rozmnożenie w portfelu :)
Wiadomości o kuchni koszernej zaczerpnęłam z książek Tovy Aran-Fridman "Kuchnia żydowska" i Macieja E. Halbańskiego "Potrawy z różnych stron świata" oraz z Wikipedii.