Tę książkę mam na półce od jakichś 10 lat, czytałam ją w tym czasie 2 albo 3 razy (przypomniała mi się, bo znów mam ochotę do niej zajrzeć). Dość niepozorna, nie za gruba, z tytułem który nic nie wyjaśnia. To jedna z moich ulubionych książek Stephena Kinga.
Cała opowieść zaczyna się, gdy matka z dwojgiem dzieci, synem i dziewięcioletnią córką Trishą (główną bohaterką), wybiera się na wycieczkę do parku narodowego. Matka i syn zajęci jakimś sporem nie zwracają uwagi na dziewczynkę; ta na chwilę oddala się od ścieżki, i gubi się w wielkim lesie.
Tak się to za zaczyna, i uwierzcie, ze strony na stronę robi się strasznie i dramatycznie. Trisha przez wiele dni wędruje przez las, walczy z głodem, narastającym zmęczeniem i własną wyobraźnią; dopadają ją majaki, ogromny strach, nieopanowana tęsknota za domem...
Sam las nie jest taki straszny, potrafi nawet karmić, dać schronienie i posłanie, ale oprócz Trishy jest w nim COŚ jeszcze. Coś, co krąży wokół, śledzi ją, przeraża i odbiera nadzieję, że koszmar się kiedyś skończy.
A kim jest tytułowy Tom Gordon? To zawodnik Red Soxów, ulubieniec Trishy. Choć nie ma go przy dziewczynce, odegra kluczową rolę w tej historii.
Napięcie ciągle narasta, od książki wprost ciężko się oderwać.
Ma stary, dobry styl mistrza horroru, choć raczej nim nie jest.
W mojej prywatnej ocenie 9/10 - to naprawdę dobra rozrywka.
W górnej części bloga widzisz stronę: książki na smutki. To właśnie tam znajdziesz wszystkie moje recenzje.