W sobotę C. był w pracy cały dzień (nie zmyślam; bite trzynaście godzin), a ja po zrobieniu wszystkiego, czego nie musiałam, ale co przyszło mi do głowy, w końcu zasiadłam na kanapie z książką, kawą i poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. I kiedy tak...