O tofu i moim stosunku do niego pisałam już
tutaj (klik). Lubię je, za jego możliwość nadania mu dowolnego smaku. Znaczy się, tak jest tylko w przypadku tofu naturalnego.
Dziś o moim ulubieńcu, o tofu wędzonym. Nie wyobrażam sobie bez niego mojego ukochanego makaronu smażonego z warzywami w sosie orzechowym lub sojowym. Jest idealne i nawet przeciwnicy tofu (np:. w moim domu) uważają, że nawet nieźle smakuje.
Tofu wędzone dostałam do przetestowania dzięki
uprzejmości firmy POLSOJA.Ciekawi? Zapraszam!
Skład:
Wygląd: Tofu to kostka, a raczej cegła, jak to mawia moja mama. Jest miękkie, lekko mokre (trzeba odsączyć) i posiada przyjemny, brązowawo-beżowy kolor. Opakowanie zielone, przyjemne dla oka, ale niezbyt rzucające się w oczy,
Smak: Tofu naturalne smaku nie ma, ale wędzone to już inna bajka. Zacznę od tego, że pachnie jak wędzony ser. Jest cudownie aromatyczne, a po otworzeniu nie mogę się zawsze doczekać obiadu z nim, albo świeżego chleba (lubię go jako ser na chlebie z ketchupem). W smaku podchodzi właśnie pod ser wędzony, albo oscypek, ale wiadomo jest bardziej galaretkowate i wyczuwa się soję. Aromat soi jest znośny i ten, kto jej nie lubi, na pewno zjadł by je ze smakiem ;) Ja najbardziej lubię jeść je smażone w sosie sojowym z warzywami i makaronem -
przepis (klik). Polecam!
Podsumowując:
10/10!!!
Cena - ok. 4-6 zł, prawie każdy market
Czy kupię ponownie? - Tak!