Kto nie jadł konserwy mięsnej podczas biwaku, wyprawy pod namiot lub dalszej wędrówki niech pierwszy rzuci kamień. Konserwa z różnej jakości i ilości mięsa jest głównym produktem żywieniowym podczas dalekich wypraw. Zadajmy sobie pytanie co jeść w takich okolicznościach przyrody? Gulasz angielski czy tyrolska może być prowiantem tymczasowym i tak ją traktujmy. Jako możliwość taniego przeżycia w wielkiej potrzebie. Jednak historia polskich kulinariów kreślona przez panią Lucynę Ćwierczakiewiczową pokazuje, że konserwa nie jedno ma imię. A może mieć również słodkie oblicze.
Już pierwsze zdanie po otwarciu „Jedynych praktycznych przepisów” w dziale „Konserwy, czyli kompoty” wprowadza nas w stan zakłopotania. Czytamy tam: „Konserwy mają tę wyższość nad konfiturami, że nie będąc tak słodkie jak konfitury, dają się częściej i więcej używać, zastępując najwykwintniejsze letnie kompoty”. Aż chcemy zakrzyknąć: hola, hola! To konserwa nie była mięsem? Otóż, drogi Czytelniku nie była. Konserwy tak jak głosi tytuł rozdziału były kompotami. Pani Lucyna Ćwierczakiewicz doradza dwa sposoby przygotowania kompotów. Sposób pierwszy z użyciem kociołka lub dużego rondla i ustawionych weń słoików z owocami. Na spód należało położyć deskę dziurkowaną, która zapobiegłaby pęknięciu słoików oraz należało obłożyć je słomą lub sianem, aby w czasie gotowanie słoiki się nie trącały wywołując pęknięcie. Dziś wiemy, że ta metoda nazywa się pasteryzacją i siano nie jest koniecznie do uzyskania pożądanego efektu. Następnie należało wlać zimną wodę i wstawić na silny ogień pilnując, aż woda zacznie silnie się gotować. Następnie spojrzeć na zegarek i gotować się słoikom tyle ile przepis wymaga. Po tym zdjąć kociołek z ognia i razem ze słoikami pozostawić do ostygnięcia. Po zupełnym ostygnięciu wyjmujemy z kompotjery „zdatne do zachowania w suchym miejscu”.
Po więcej treści zapraszam do Magazynu Aromat, który współtworzę w ramach Lubelskiej Blogosfery Kulinarnej pisząc tam w rubryce "Stare, ale jare". Zerkając znajdziesz też recepturę pani Lucyny Ćwierczakiewicz na pyszny kompot z rajskich jabłek.
Jabłuszka rajskie wedle Lucyny Ćwierczakiewicz
(pisownia oryginalna)
Jabłuszka, oczyszczone po wierzchu, to jest z korzonka, pozostawionego w jednej czwartej części, i szypułka przeciwległego korzonkowi, nakłuwa się szpilką drewnianą kilkakrotnie w rozmaitych miejscach i wrzuca w rondel z zimną wodą na ogniu postawiony. Tak pozostać powinny, dopóki nie będą miękkie, pilnie bacząc, aby nie popękały, co tylko wtedy nastąpić może, gdyby się woda bardzo gotowała, do czego nie trzeba dopuścić; gdy już jabłuszka będą miękkie, odlewa się wodę, zalewa lekkim syropem, w którym leżeć powinny 24 godziny; wtedy, odlawszy syrop, układa się w kompotjery, potrząsając mocno, nalewa świeżym gęstym syropem, postępując dalej jak wyżej, od zagotowania wody w kociołku minut 15.