Dzień dziecka się skończył - pora wziąć się za siebie - wracam do śniadań koktajlowych.
Ich największy urok opiera się na tym, że nie muszę wcześniej planować jakichkolwiek zakupów. Wystarczy wykorzystać to co upchnięte gdzieś po szafkach, zapomniane. Zdarza mi się znaleźć już całkowicie zwiędnięty liść sałaty, miękkie, pomarszczone jabłko, rozsypane bakalie. Wystarczy to wszystko wrzucić do blendera.
Dzisiejszy koktajl powstał właściwie w ten sam sposób - z przypadkowych składników, bo z okazji minionego święta dostałam od mamy małą wyprawkę dobroci wszelkich: trochę warzyw, orzechów, suszonych owoców, różne sery. Z pełną jedzenia torbą rozpuszczałam się w autobusie i myślałam o zbliżającym się wakacyjnym upale, kiedy w ciągu dnia nie je się nic poza świeżymi owocami (no chyba, że odwiedza się babcię), kiedy nie chce się gotować, kiedy żyje się tylko od zmierzchu do świtu, bo wtedy można zamknąć się w kuchni, otworzyć okno na oścież i upiec jakieś kruche czy drożdżowe, czytać na tarasie, spacerować po łąkach.
Już jest za ciepło, żeby jeść, ale żeby przetrwać potrzebne są mi witaminy. Koktajl.
ŚNIADANIOWY KOKTAJL NA WYWARZE Z MIĘTY
2 łodygi selera naciowego
1 jabłko
1/3 szklanki płatków owsianych (zalanych na noc 1/2 szklanki wody, albo
jak w moim przypadku zalane na 10 minut wrzątkiem)
1/3 szklanki migdałów (jak wyżej, bo chcemy, żeby się ładnie zblendowały)
1/2 szklanki zaparzonej mięty (też lepiej wieczorem, aby do rana przestygło)
1/2 łyżeczki spiruliny (mam po detoksie to dodaję gdzie mogę)
2 łyżki słodkiego dżemu (znalazłam w lodówce mirabelkowy chyba)
Wszystko do blendera, wziuum i gotowe. W razie zbyt gęstej konsystencji dodać więcej mięty.