Mam za sobą zapalenie ucha, węzłów chłonnych, anginę i zapalenie migdałów i to wszystko w zaledwie niecałe trzy tygodnie. Ogólnie cała się chyba zapaliłam od tych upałów. Ale jestem, wracam do zdrowia, wlokąc pierwsze kroki po rekonwalescencji oczywiście do kuchni.
Jak zawsze w wakacje wspominam pobyt na wschodniej Ukrainie i na Krymie wtedy jeszcze należącym do Ukrainy. Najczęściej wspominam tamtejszą kuchnie - dorodne, świeże produkty i inne smaki. Większość mojej rodziny pochodzi ze wschodu: z Litwy, Ukrainy i Białorusi, i większość smaków znałam z czasów, gdy moja babcia rządziła kuchnią, ale niektóre sprawiły mi nie małą niespodziankę. Pasta z rybiej wątróbki, gęś marynowana w słoiku, suszona taranka do piwa, no i soljanka. Gęsta mięsa zupa pachnąca pomidorami i świeżym koprem.
Postanowiłam spróbować ją powtórzyć; zasięgnęłam rady taty mojego Mężczyzny, który całe życie wychował się na Ukrainie, a przejeździł pół kontynentu azjatyckiego od mroźnego koła podbiegunowego na Syberii (gdzie urodził się mój Mężczyzna) po górzystą Gruzję. Pracował na kuchni, więc przepisy które zna zupełnie wykraczają poza moją wyobraźnię. Niektóre z nich postaram się również wykorzystać, ale dzisiaj gotuję soljankę według przepisu z rosyjskiej książki kucharskiej z 1957 roku.
Podstawą jest bulion wołowy:
1 kość wołowa
2 duże marchewki
przypieczona cebula (jak do rosołu)
korzeń pietruszki
Bulion należy gotować na lekkim ogniu około 1,5 godziny, na początku zebrać szumowiny. Odlać czysty bulion do dużego garnka.
Na patelni należy:
rozpuścić łyżkę masła
na nim podpiec 1 cebulę pokrojoną w kostkę
dorzucić pokrojoną w kostkę wieprzowinę, wołowinę i 3 rodzaje dowolnej suchej kiełbasy. Proporcje według uznania; ja pokroiłam pół kilo wołowiny, trochę wieprzowiny i różne kiełbasy, które miałam w lodówce. Gdy wszystko się upiecze, dorzucić do bulionu. Miałam sporo dojrzałych pomidorów z ogródka, więc je sparzyłam, zblendowałam i dodałam do mięsa i bulionu. Można zamiast tego dodać przecier bądź passatę pomidorową. Wszystko zostawiłam na małym ogniu na ponad godzinę, aż wszystkie smaki się połączyły. Na koniec doprawiłam cytryną, pieprzem, solą, pieprzem kolorowym i drobiną cukru do smaku. Pod koniec gotowania dorzucamy kiszone ogórki pokrojone w kostkę. W zależności od tego jak kwaśne dania lubimy, tyle dodajemy ogórków. Nie gotujemy tego długo, żeby się nie rozpadły.
Na koniec nie żałujmy świeżego kopru i, kto lubi, śmietanę. Świetne danie tzw. "pod wódeczkę". Jest dość tłusta i wyjątkowo sycąca. Zapachy rozchodzące się po domu w czasie gotowania to już połowa przyjemności.
Nie mogę się doczekać weekendu i Festiwalu Smaku w moim Opolu! Najbardziej cieszę się na zakupy wyjątkowych produktów, które wykorzystam do tworzenia nowych dań, a fotorelacja z festiwalu pojawi się na blogu zaraz po weekendzie.
Wreszcie nastały moje ulubione deszczowe dni, odrzucam myśli o jakichkolwiek nadchodzących upałach, wypieram je mocno.
Idę jeść obiad, smacznego!