Cześć i czołem! Udało ci się już wstać? Mnie od pewnego czasu nie zdarza się raczej w tę drugą stronę, czyli nie spać mi się udaje bardzo regularnie. OK, to jak już wstałaś. A ja zagotowałam. Zaparzyłam. Zjadłam. W międzyczasie z kafelków powycierałam przez paszczkę małą wyplutą owsiankę i jeszcze nie wyszłam z siebie, wpadaj na pogaduchy. Tu i teraz.
Jedną z rzeczy, którą uważam za najlepszą, jaka mi się do tej pory przytrafiła, były narodziny Gizmolove. Kosztowało mnie to nie mało wysiłku i pracy, ale było warto. To ile kobiece ciało jest w stanie znieść... Począwszy od "stworzenia" człowieka, poprzez wysublimowane połączenia nutelli i śledzika, poranne rozmowy z muszlą klozetową, pierwsze motylki, nocne przytulanki do pęcherza, małe i duże nastrojów burze...
... następnie poród, ile by nie trwał, zagryzasz zęby i jedzieeeesz maleńka! Będąc na oksytocynowym haju podziwiasz to swoje słodko pierdzące szczęście, które nic tylko je, śpi i w pampersa nawala ze zmienną częstotliwością, za nic mając twoje potrzeby. Przecież ty możesz urwać godzinkę snu na siedząco, na stojąco, na kibelku, na baczność za pięć dwunasta. Nocne imprezy na cycku i tak uważasz za absolutnie niesamowite...
...wydaje się być niczym w porównaniu, z tym co mały człowiek jest w stanie wyczyniać na dalszych etapach macierzyństwa. Kiedy z paszczy płyną słowa, uderzając z wielką mocą, albo nie daj Boże ryczy, bo tak. I ciągle tylko... MAA-MOO!!! Ja siam. I... nei, nei, nei! Taki to chichot losu z matki. Najpierw uczysz siadać, chodzić, mówić, a gdy tylko otrzesz pierwsze łzy wzruszenia i zwiniesz szczękę z podłogi, zaczynasz żałować. I błagasz, by przestał choć na chwilę i posiedział w bezruchu, po cichu. Zapomnij.
Odbezpieczyłaś bombę!
PAŹDZIERNIKOWE TU I TERAZ
Czuję się zmęczona, wszystkim! Atakami wymuszanego płaczu. Gorączkami niewiadomego pochodzenia. Jedyną sukienką, w którą się jeszcze mieszczę. Bajkami, z którymi sytuacja wymknęła się spod kontroli, ale czasem muszę, bo inaczej uduszę. I emocjami, które coraz trudniej utrzymać mi za zębami.
Potrzebuję pogadać. Nie daję sobie rady z odstawieniem Gizmolove od cycka, a podobno już najwyższa pora. Mówili, że samo się zatrzyma. Podobno miało nie smakować. A ja mam wrażenie, że robię za smoczek. Inna sprawa, że czasami nie chcę być już dotykana, a karmienie piersią wymaga pewnego rodzaju intymności, na którą już nie mam ochoty. Tak, jestem na tyle próżna, aby to wyznać. Mam za złe samej sobie tak nieograniczony dostęp do mojego ciała.
Uczę się poskramiania złośnika, focha i histeryka w jednym. I zastanawiam się, kto i kiedy podmienił mi dziecko, ehe! Obecnie jest w nim więcej hardcoru niż po najlepszym koksie. Równocześnie po każdym epizodzie buntu przekonuję się, że na temat mojego macierzyństwa najwięcej do powiedzenia mają tatusiowie uciekający w pracę, koleżanki mające do czynienia z dziećmi tylko w reklamach pampersów i matki, które już dawno zapomniały jak to było młodą matką być.
Chciałabym zawiesić się na chwilę. Teoretycznie mam taką możliwość, kiedy chłopaki są na wychodnym. Tyle, że cały ten błogostan rozpieprzam na bezmyślne penetrowanie internetów. Zamiast wyciągnąć kopytka i wciągać spokój przez różową słomkę, scrolluję. I tęsknię. A kiedy wracają, nie nadaję się już zupełnie do niczego.
Jestem wdzięczna za odzyskanie dwóch lat wspomnień. Stwórca okazał się bohaterem mojego laptopa. W końcu mogę zabrać się za Gizmolove project life.
Cieszę się, mimo całej tej emocjonalnej szarpaniny, z kolejnych postępów Gizmolove. Ten moment, w którym pani na pierwszej wywiadówce w przedszkolu mówi mi, że moje dziecko jest debeściakiem. Po dwóch miesiącach kuma więcej po norwesku niż ja po dwóch latach.P I jest jedynym odpieluchowanym 2,5 latkiem. Serce rośnie!
So keep your head high, keep your chin up, and most importantly, keep smiling.
Marilyn Monroe