Schemat jest zawsze ten sam. Pierwszy rok jest super. Wszystko cię kręci. Nie ważne, że śnieg wali ci prosto w twarz. Świat jest piękny mimo, że przez większą część zimy skąpany w mroku. Bo zorza. Bo renifery. Nawet tran ci smakuje. W takiej ułudzie trwasz do roku drugiego, który z sielanką nie ma już nic wspólnego. A dalej... ekhm, masochizm w czystej postaci. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie ci do głowy zamieszkać w Norwegii, pamiętaj sweter z klasycznym deseniem w renifery i parujący w kubku gløg tu nic nie pomogą. Najważniejsze jest nastawienie! Cała reszta to tylko ciepłe dodatki.
Jeszcze do niedawna takiemu ciepłolubowi jak ja zima w krainie niekończącego się śniegu kojarzyła się z czymś, co trzeba znieść ze szczękającymi od mrozu zębami. A najlepiej przespać w ciemnej jaskini, zapomniana przez świat od października do kwietnia. Ale nie ważne jak bardzo bym się buntowała, praw natury nie zmienię. W tej sytuacji jedynym logicznym rozwiązaniem jest zmiana podejścia. Wiem, co mówię.
Magiczne słowo, które topi lód
Początkowo myślałam, że wszyscy tutaj są na jakimś haju albo pogrążeniu w letargu. Tylko dla niepoznaki ktoś im przykleił uśmiech i kazał ruszać ustami. Szybko zrozumiałam, że oni po prostu tak mają. Na przestrzeni lat Norwedzy musieli wyćwiczyć w sobie pewnego rodzaju mechanizm obronny i to nie przed zimą w rzeczy samej, ale przed tym, aby nie zwariować. I tak w kulturze norweskiej funkcjonuje pojęcie koselig.
W wolnym tłumaczeniu oznacza
przytulny, ciepły. Cały myk polega na tym, że słowo to jest czymś więcej niż tylko pojęciem. Bardzo łatwo można się o tym przekonać. To ciepło domowego kominka. Spacer po świeżym śniegu. Kolacja z najbliższymi czy spontaniczny wypad na miasto w największą zawieruchę.
Koselig to ciepło, które nosisz w sobie. Ciepło, które bije z każdego miejsca, w którym się pojawiasz. To owcze skóry rozwleczone na barowych krzesłach. Niezliczone ilości wypitej kawy z przyjaciółmi. Czy wełniane skarpety wydziergane przez babcię na drutach.
To abstrakcyjny sposób myślenia, który pozwala przetrwać nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Gdy nieoczekiwana zamieć pozbawi cię prądu [a tym samym ogrzewania, herbaty i internetu ;)]. Na oblodzonych chodnikach tańczysz niczym pingwin na szkle. A na norweskich lekarzy już nawet nie psioczysz, przekonana o cudotwórczych właściwościach paracetamolu. Koselig to trochę taka pochwała otaczającego nas świata, które niejednokrotnie daje nam w kość. Życie w Norwegii to nie książka z obrazkami. Tutaj trzeba używać wyobraźni i być przygotowanym na najgorsze. Wtedy nawet w najpaskudniejszą pogodę można dobrze się bawić, a nudny piątkowy wieczór przekształcić w pełne radości pogaduchy z ludźmi, których się kocha, rozmawiając o rzeczach, które są dla was ważne. Moja rada. Gdy tylko dopadnie cię emocjonalna pustka i ciemność otoczy, zatrzymaj się, weź głęboki oddech i bądź koselig!
Reasumując. Dla Norwegów zima to nie jest coś, co trzeba znieść. To pora, z którą należy się zaprzyjaźnić i czerpać garściami małe przyjemności, tak często jak tylko ma się na to ochotę.
A Ty praktykujesz na co dzień taką postawę? Jesteś koselig?
Wpis powstał w ramach projektu "Jak przetrwać zimę?" organizowanego przez Klub Polek na Obczyźnie.