Na stole nie miałam żurku, jedynie wygrzebaną gdzieś z czeluści zamrażarki białą kiełbasę i chrzan. W ogóle miałam całą masę nieświątecznych rzeczy w lodówce, np. winogrona i rosół.
Wielkanoc powitałam bladym świtem gdzieś w okolicach dziesiątej. Marzyłam, aby przespać cały dzień, ale Bejbi dopominała się białkowego koktajlu.
Wieczorem Stwórca trafił na pogotowie. Nie, nie z przejedzenia, a z rociętym podbródkiem u Gizmola. Tak się czasami kończą wariactwa mojego dziecka. Ale takie są uroki dzieciństwa.
#
Osobiście nie odczułam braku serniczka czy mazurka. Przysmakiem dzieciaków i tak okazał się śnieg.
#
W tym roku nie spędziłam świąt z rodzicami, życzenia złożyłam im na skypie. Nie odwiedziłam żadnych znajomych.
#
Zamiast stać w kolejkach, napisałam wpis do
Share Week. Dziewczyny, trzymam kciuki za Was!
#
Zamiast maratonu po chałupkach, spędziłam czas na łonie natury.
#
Zamiast szykować jedzenie, którego i tak nie przejemy, podgrzałam pizzę, którą zjedliśmy podczas jednej z naszych wycieczek.
#
Zamiast wysłuchiwać wciąż tych samych życiowych tekstów przy stole, wsłuchałam się w głos serca.
#
Zamiast szorować podłogi, zrobiłam porządek w mojej głowie.
#
Zamiast świeżych firanek w oknach, mam świeże spojrzenie na przyszłość.
Jak nigdy jestem gotowa na zmiany. I bardziej niż dotąd wierzę, że wszystko ma swój czas i dzieje się po coś. Nie wiem, czy spędziłam te święta lepiej czy gorzej od poprzednich? Pewnie znajdą się tacy, którzy zarzucą mi, że tak nie można!
Po prostu uważam, że raz na jakiś czas trzeba. I nie można inaczej. Chociażby dla
spokoju głowy, ducha i brzucha.Do następnego,
bastalena
Zdjęcia: Stwórca i zrzuty z mojego instastories.