Bardzo lubię jesień, ciepłą herbatę, puchowe swetry, kocyk i możliwość siedzenia przed ekranem bez tej uporczywej myśli z tyłu głowy „idź, torbo, na świeże powietrze, bo lato, bo ciepło, bo trzeba korzystać”. Co oprócz kasztanów, babiego lata i szkolnych mundurków ma nam do zaoferowania wrzesień? Tak, nową ramówkę telewizyjną. Z ekranów aż kipi nowością, zewsząd słychać o nowych edycjach, nowych serialach i nowych programach. Tak się składa, że odmieniliśmy już przez wszystkie przypadki programy typu talent show, cała Polska zaśpiewała, zatańczyła, był szał na klimaty medyczne i kilka innych mód, a obecnie – gotujemy. Wszyscy, całą Polską. No to skoro słupki skaczą, to nakupujmy tych formatów, ile się da i puszczajmy każdego dnia tygodnia.
Spokojnie, obejrzałam po jednym odcinku Top chef gwiazdy, Hell’s kitchen, Masterchef i Bake off. Wy już nie musicie.
Wojciech Amaro cały czas się zastanawia, jakim cudem dał się namówić na Top chef gwiazdyPo pierwsze – kupujemy format i nie wiemy, co dalej
Wszystkie te programy typu Hell’s Kitchen, Masterchef, Kuchenne rewolucje, Bake off, to są formaty wykupione. Nikt tu Ameryki nie odkrywa, a od Ameryki (a raczej Amerykanów) kupuje licencję. Albo jak w przypadku Bake off – od Brytyjczyków. Amerykański Masterchef jest programem reżyserowanym w każdym calu. Co nie zmienia faktu, że porywa, ogląda się go na wdechu i sama niejednokrotnie inspirowałam się daniami i przepisami. Do tego charyzma Gordona Ramsaya i Joe Bastianicha (w pierwszych edycjach) daje programowi niezłego kopa. Ich dwójkę bardzo fajnie łagodzi Graham Elliot. I myślę, że jury jest tu bardzo ważnym czynnikiem, dzięki któremu program zyskuje. Potrawy ocenia bowiem Ramsay, który sam ma już problemy w podliczeniu, ilu gwiazdek Michelin doczekały się jego restauracje na świecie, Graham Elliot, który zgarnął dwie gwiazdki Michelin jeszcze przed ukończeniem 40-tki o Joe Bastianich, wybitny znawca win i właściciel 30 restauracji na całym świecie. W Polsce dostajemy wesołe jury, w skład którego wchodzi moja ulubiona Ania Starmach, dziewczyna, która ukończyła francuską szkołę gotowania i robi kawę mrożoną w reklamie, Magda Gessler, która już tyle razy powiedziała, że jest ekspertem kulinarnym, że ludzie zaczęli w to wierzyć i Michel Moran, sympatyczny kucharz i restaurator, ale trochę mu do dorobku amerykańskich jurorów brakuje.
Jury amerykańskiego Masterchefa (w pierwszych sezonach)Wszystkie te programy kulinarne, które wymieniłam, mają zwykle swoją specyfikę. Zwłaszcza Bake off, który jest mocno brytyjski, skierowany do osób w wieku średnim, prowadzony przez osoby w wieku średnim i bardzo retro. Co za to dostaliśmy w polskiej edycji? Format przejęty bez żadnej refleksji, za to z myślą przewodnią: musi nas oglądać każdy! W Wielkiej Brytanii Bake off ma ogromną widownię właśnie przez swoją specyfikę i sympatyczny charakter. W Polsce? Jedną z prowadzących jest Paulina Mikuła z kanału Mówiąc Inaczej na YouTube. Dlaczego akurat ona? Podejrzewam, że właśnie dla oglądalności. Nie mam nic do niej jako do osoby – jest sympatyczna, kompetentnie mówi w swoich programach o języku polski (na bieżąco oglądam jej filmy), ale jakim cudem ma pasować do programu o pieczeniu? Jest też druga prowadząca, Ania Gacek, którą uwielbiam, ale też nijak jej nie widzę w programie kulinarnym. Choć ona sama na swoim blogu pisze, że nikt chyba nie był zdziwiony bardziej od niej jej przyjęciem oferty poprowadzenia Bake off.
Najbardziej chyba przeraża mnie polska wersja Hell’s Kitchen (a mam porównanie do amerykańskiej, bo obejrzałam 12 sezonów…). W amerykańskiej gotują zawodowcy. Albo chociaż ludzie, którzy z gastronomią się zetknęli. Pracowali jako kucharze, kelnerzy, właściciele foodtrucków, obierali ziemniaki na frytki. W Polsce są to amatorzy. Amatorzy tak słabi, że udawanie, że mogliby sobie poradzić w pracy w restauracji, jest jeszcze słabsze niż angielski w wykonaniu Małgorzaty Rozenek aka polish Victorii Beckham. Wisienką na torcie był do tej pory Amaro, który się męczył ciągłym udawaniem krzyku i naśladowaniem Gordona Ramsaya, bo od razu widać, że panowie mają zupełnie inny styl pracy w kuchni. Obelgi i krzyk przez cały plan „It’s fucking raaaaaaw” to dla Gordona codzienność, a Amaro od razu wygląda na skrępowanego, kiedy ma na kogoś nawrzeszczeć.

Jedyny format kulinarny, który zaadaptowaliśmy świetnie (może poza nieustannym myciem naczyń w celu ulokowania płynu), to Top Chef. Przez kilka pierwszych sezonów przewinęło się tam mnóstwo utalentowanych, młodych kucharzy, którzy mają pomysł na siebie i swoje potrawy. Można było obejrzeć chociaż jakiś ułamek rzeczywistych emocji, warsztatu i ciekawych potraw. Ale to nie mogło trwać wiecznie, dlatego tej jesieni możemy podziwiać nową edycję Top chef gwiazd. Tak jak do tej pory konkurowali młodzi, zdolni, z doświadczeniem, tak teraz jest wróżbita Maciej, Katarzyna Skrzynecka i całe grono mniej lub bardziej znanych ludzi. Jury pozostało to samo, więc widok Wojciecha Amaro, który musi degustować tortillę, makaron z krewetkami i pieczone bataty, jest bezcenny. On sam wygląda, jakby miał ochotę to wszystko zwrócić, tylko głos ze słuchawki, którą ma w uchu, podpowiada mu: Wojtek, jeszcze nie rzygaj, udawaj, że Ci smakuje, Wojtek, jeszcze minuta i kończymy scenę. Ewa Wachowicz stale się uśmiecha, bo co jej pozostało. I do jednego z uczestników mówi: Świetnie to zrobiłeś – ugotowałeś makaron, obrałeś krewetki (wszak tak łatwo było o to, żeby zrobił to na odwrót i na przykład obrał makaron). W dogrywce Katarzyna Skrzynecka kroi paluszki surimi i ogłasza, że będzie je serwować w połówce pomarańczy, bo tak jest bardziej wykwintnie. A mnie drga powieka, bo naprawdę nie wiem, co to ma wspólnego z gotowaniem.
3 uczestników polskiej edycji Top chef gwiazdyPo drugie – jak cudownie jest nauczyć się tekstu na pamięć
Większość programów o gotowaniu ma to do siebie, że dogrywa się jeszcze przebitki z komentarzami „na żywo” uczestników. I zawsze się zastanawiam, czy kamera tak paraliżuje, czy jednak twórcy mają wszystkich za idiotów i rozpisują komentarze, których uczestnicy mają się nauczyć na pamięć. To naprawdę widać. I słychać. Te pseudo obraźliwe teksty i reżyserowana złość męczą bardziej niż Bożena Dykiel w Na wspólnej.
Po trzecie – uciułaliśmy budżet, a teraz Wy nam wmontujcie te wszystkie produkty od sponsorów w odcinek
To nie jest tak, że tylko programy kulinarne lokują w Polsce nieudolnie. Mamy jakąś ogólnokrajową plagę. Jeśli trzeba na planie pokazać przyprawy, to nie da się dyskretnie sypnąć szczypty z opakowania. Nie, Magda Gessler musi wejść z kartonem z 50 opakowaniami, pieprznąć nim o blat i zawołać: Mam dla Was przyprawy … (marki XYZ). Następnie kamera robi czterokrotny najazd, bo może ten Pan, co ma minus 10 dioptrii jeszcze nie zauważył, że to ta jedyna właściwa firma na P wyprodukowała. W Top chefie można odnieść wrażenie, że kucharze wyłącznie myją naczynia płynem na F (i nie jest to niestety Fuck you very much), bo co 3 minuty któryś przed kamerami musi szorować garnek. Pal sześć, że na gotowanie dostali 30 minut, przecież 15 można poświęcić na mycie naczyń. Biedny Grzegorz Łapanowski w poprzednich edycjach Top Chefa miał już tak zbolałą minę, kiedy po raz 24. w odcinku musiał zachwalać specjalnego robota kuchennego, że człowiek chciał mu zrefundować wizytę u dentysty, bo wyglądał, jakby go wszystkie zęby jednocześnie bolały.
Postawmy min. 3 regały, bo inaczej nikt nie zauważy, kto jest sponsoremNie wiem, dlaczego tak jest, ale wystarczy obejrzeć jeden odcinek amerykańskiego serialu, żeby mieć przykład zgrabnego, subtelnego lokowania bez robienia z widza debila. U nas się nie, jak się nie walnie reklamowym napalmem między oczy, to się nie da.
Straszliwie dzisiaj marudzę, narzekam i się czepiam. Jednak mam wrażenie, że każdy kolejny kulinarny format jest sprowadzany do poziomu gastronomicznego Warsaw Shore. I nawet programy, które mają potencjał i niezłe sezony (nieodżałowany Top Chef), zostają zniszczone przez mądrzejszych panów i panie z telewizji, którzy mają klapki na oczach i ponad jakość cenią sobie telewizję typu reality, Dlaczego ja i Trudne sprawy razem wzięte.
Obejrzałam po pierwszym odcinku wszystkich tych programów, a teraz znowu mogę nie tykać pilota od telewizora do wiosny!
Artykuł Noże i cycki opadają, czyli polskie programy o „gotowaniu” pochodzi z serwisu Blog lifestylowy - olgaplaza.pl.