Letnie dni dobiegają końca, a mnie od jutra czeka szkoła. Zdałam pierwsze egzaminy zawodowe, dlatego pozwoliłam sobie na lekkie łasuchowanie. Co zrobić, kiedy ma się ochotę na tradycyjne ciastka, a za oknem żar się z nieba leje? Do głowy wpadły mi jedynie kruche, chyba najprostsza z możliwych opcji, w dodatku nie wymaga włączania piekarnika na długo. Przed oczami przefrunęło mi dzieciństwo i pomoc babci przy kuchennych wyczynach, kiedy czułam się "dorosła", bo mogłam sama wycinać z ciasta wzorzaste przysmaki. W dzisiejszej wersji postawiłam na naturalny barwnik, jakim jest buraczany sok. Skoro posmakowały mojej siostrze, to myślę, że nie mogą nie smakować wam ;)
Dodatkowo na drogę nad jezioro przygotowałam kolejnego green monstera - tym razem z natki pietruszki, soku, matchy i młodego jęczmienia. Zachęcam do wypróbowania ciasteczek, a także obejrzenia krótkiego filmiku :)
- ~80g masła
- 1 żółtko (można pominąć)
- szczypta soli (polecam himalajską)
- ~160g mąki (u mnie pełnoziarnista pszenna)
- 2 łyżki mleka (u mnie sojowe)
- ~2 łyżki soku buraczkowo-jabłkowego Marwit
- ~80g cukru pudru (u mnie odrobinka syropu klonowego, dla wersji mniej słodkiej)
- opcjonalnie parę kropel olejku pomarańczowego
Masło ucieramy z cukrem pudrem, dodajemy żółtko, olejek i dokładnie mieszamy. Mąkę przesiewamy z solą i zagniatamy z masą. Dzielimy ciasto na dwie kule, do jednej dodajemy sok, do drugiej mleko i wyrabiamy do gładkości. Jeśli masa stanie się zbyt luźna, dodajemy jeszcze odrobinę mąki. Obie kule schładzamy ~20 minut, po czym rozwałkowujemy na kształt prostokątów, nakładamy na siebie, zawijamy w rulon i kroimy w plastry, które spłaszczamy i wycinamy foremką na kształt serduszek. Dzięki temu każde będzie wyjątkowe. Pieczemy w temperaturze 190 stopni przez około 10-15 minut.