Czytałam, że żałoba trwa 2 miesiące - jeśli dłużej, to może być już depresja. Jest mi bardzo źle, ale myślę, że "przerobiłam" to już. Realizujemy nasze plany, nie zamknęłam się w domu, planuję przyszłość, wybieram meble do domu. Tylko, że to jest mimo wszystko bardzo trudne. Wydaje mi się, że już zawsze jakaś część mnie będzie smutna.
Czy można wyciągnąć jakieś dobre wnioski z tej sytuacji? Jak to okrutnie brzmi... Wiem już na pewno, że w życiu nie można wszystkiego zaplanować. Zawsze rodzina była dla mnie bardzo ważna, ale dopiero teraz rozumiem, że tego właśnie chcę, że ewentualne jedno dziecko i super praca nie jest naszym planem na życie. A jeszcze rok temu tego właśnie chcieliśmy. Zaczęłam kolejny kurs. Praca dawała mi radość. Ruszyliśmy z planami o własnym mieszkaniu, a dziecko - jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas. Potem decyzja, że to jest ten moment. Wielkie szczęście i cierpienie. I co dalej?