Rok czasu... prawie tyle minęło od ostatniego posta na tym zapomnianym przez ciastko blogu. Po drodze były chwile grozy (straciłam wszystkie zdjęcia z bloga, potem domenę- dzielnie wszystko naprawiłam), przygodę z dietą bezglutenową (na razie zawieszoną) i pomysły opuszczenia tych kątów na dobre (wypalenie? po tylu latach prowadzenia bloga może być to uzasadnione). Ale jestem z powrotem :) Potrzebny był mi ten rok na inne zaniedbane rzeczy. Bardzo. Teraz gdy wszystko jest w miarę na swoim miejscu (w mojej głowie i przestrzeni) mogę wrócić :) Tęskniłam.
Tak na rozruch coś prostego, nie wymagającego skomplikowanych działań, ale dającego pyszny efekt. Dla wszystkich wielbicieli kokosów i czekolady - proszę Państwa domowe kuleczki Bounty.
- wiórki przesypujemy do miski i dolewamy do nich mleko (tyle aby się ze sobą skleiły), dodajemy kilka kropel ekstraktu z wanilii
- z masy formujemy niewielkie kuleczki i układamy na talerzu. Mi najlepiej wychodziły gdy przerzucałam je z dłoni do dłoni, formując jednocześnie kulkę (jeśli to cokolwiek Wam mówi). Wkładamy je na ok. godzinę do zamrażarki
- rozpuszczamy czekoladę w kąpieli wodnej w proporcjach 1:1 lub jeśli wolicie możecie użyć tylko jednego rodzaju czekolady
- z zamrażarki wyciągamy kuleczki i maczamy je w czekoladzie. Można użyć do tego celu widelców. Odkładamy je na folię aluminiową i czekamy do zastygnięcia czekolady. Możemy umieścić je w lodówce, żeby przyspieszyć chwilę próbowania :)
Z podanej ilości składników wychodzi ok. 20 sztuk (w zależności od wielkości kulek).
Na miły powrót trochę świetnych dźwięków od pana z brodą :)