Po nitce do kłębka - tymi słowami można czasem opisać moją drogę od jednego zdjęcia do drugiego, pierwszej inspiracji do kolejnej.
Kilka dni temu, gdy za oknem wzmagający się wiatr zwiastował nadchodzącą burzę, przeglądałam "Fine Little Day book" i notowałam pomysły. Ponieważ przymierzam się do remontu łazienki (chciałabym szybko, tanio i efektownie, więc przymiarki potrwają zapewne dość długo ;)), moją uwagę przyciągnęło jedno ze zdjęć domu Anny Backlund. Zjadający czas pająk nie musiał długo czekać - dość szybko wpadłam w jego sieć, przeczesując blog projektantki. Uchwyconego w książce zdjęcia łazienki nie znalazłam, ale to, na co się natknęłam, zauroczyło mnie na tyle, że postanowiłam poświęcić temu osobny post. Właśnie go czytasz, zaraz również obejrzysz.
Ona: projektantka. Znasz ją zapewne ze współpracy z marką House of Rym (oficjalną stronę Anny odwiedzisz
TUTAJ). To tego rodzaju człowiek, do którego czuję bliskość mimo chłodnego ekranu monitora i dzielących nas kilometrów. Dziwnie tak, zapewne, ale czasem wystarczy kilka mrugnięć, kilka nerwowych ruchów palcem po rollu na myszce, żebym zechciała umościć się w kanapie danej osoby, poprosić o kawę i zamienić się w słuch. Wiecie, udać się w gości i zwyczajnie czuć dobrze (co ja plotę - wyśmienicie!) w kreatywnej przestrzeni. Sami zobaczcie:
Półka na miniaturki - myślę o takiej w kontekście pokoju dzieci. Te wszystkie małe figurki, zbiory z Jajek Niespodzianek i tym podobne... Drewniane pamiątki z podróży po Polsce albo domowe rękodzieło z modeliny czy kasztanów... To dobry sposób na wyeksponowanie tych drobnych przedmiotów.
Zdjęcie powyższe i poniższe - kuchenne migawki - zachwyca mnie wprowadzenie akcentu kolorystycznego i konsekwencja: malowane koniki na parapecie, filiżanki, drobny sprzęt AGD... Ta czerwień nieco przełamana pomarańczem wygląda orzeźwiająco - nadaje wnętrzu charakter, ale nie "krzyczy", nie jest męcząca. Przykład tego, jak można grać jasnym, uniwersalnym tłem (ściana, meble) i wyrazistymi dodatkami.
Och, krople na ścianie, tuż przy oknie! Od Elisabeth Dunker, czyli koleżanki Anny i założycielki Fine Little Day. Nie dziwi mnie wcale, że kobiety ze sobą współpracują - to dwie bratnie dusze!
Chcę skopiować ten pomysł i wykorzystać u siebie w mieszkaniu! (Krople już w nim są, ale w zgoła odmiennych lokalizacjach... Czemu nie pomyślałam o bliskości okna - "dzikiego", w słotę pachnącego deszczem powietrza?)
Zwróćcie uwagę na krzesło - po raz kolejny nie wiem, jaka jest tajemnica malunku na nim, ale lubię myśleć, że to dzieło któregoś z dzieciaków - jego artystyczny wkład w wystrój wnętrza. Tym samym wszelkie rysunki pociech (czy to manga zainteresowanego obcą kulturą nastolatka, czy jakieś niewprawne kreski ledwo trzymającego kredkę oseska) urastają do rangi czegoś ważnego, poważnego, praktycznego i estetycznego zarazem. Różnie patrzy się na mazanie dzieci "po ścianach" (tu mam na myśli wszelkie powierzchnie, które uznajemy za tabu - niedostępne dla najmłodszych, zakazane). Taki rozlany przypadkiem sok faktycznie wygląda niechlujnie, ale niektóre z "naściennych" rysunków mogą służyć za ozdobę... Wystarczy nieco zmienić punkt widzenia, trochę "odpuścić", pozwolić sobie na chochlikowy uśmiech rozbawienia, który każe machnąć na domniemaną "winę" ręką. Czy tak nie byłoby sympatyczniej?

Wszystkie zdjęcia pochodzą z bloga Anny Backlund (TUTAJ) i zostały udostępnione za zgodą projektantki.