Zdarza się, że nie mam ręki do kwiatów. Nie wiem w zasadzie, od czego zależy nasza (moja i ich) współpraca. Miałam w domu różne rośliny - bardziej wymagające i mniej, zawsze wcześniej o nich czytałam i próbowałam nieba im przychylić, każdą potrzebę zaspokoić... a efekty? Różne, czasami niewspółmierne do wysiłków. Troska (A może jej nadmiar?) równała się często gniciem korzeni albo zrzucaniem liści, a lekkoduszne zapominalstwo - o dziwo - przyzwoitym wzrostem. Do dziś nie wiem, jak profesjonalnie opiekować się roślinami - ilekroć tego próbowałam, kończyło się fiaskiem. Pozostało intuicyjne podlewanie i taka opieka. I o ile orchidee,
pilee peperomioides czy szczawik trójkątny czują się u mnie dobrze, korciło mnie zawsze, by przemycić do wnętrza nieco więcej zieleni. Najlepiej takiej, która nie grymasi, nie jest nadwrażliwa (czy to na brak opieki, czy na jej nadmiar), ot, zwyczajnie
jest, bez wysiłku. W poprzednim "odcinku" pokazywałam jeden sposób na domową, niewymagającą naszej troski roślinność (zerknij
TUTAJ:
zieleń w domu bez wysiłku: chrobotek reniferowy). Dzisiaj kolejny!

Jak wspominałam wyżej, moje życie z roślinami wygląda różnie. Nie odziedziczyłam chyba "ręki do kwiatów" po moim dziadku, który wyhodował ponad dwumetrową palmę z daktylowej pestki, a prócz tego miał w ogóle okazały kwietnik (do dziś żałuję, że po jego śmierci nie zabrałam do domu całej literatury poświęconej pielęgnacji roślin - jego kolekcji).
Niepozbawiona więc wątpliwości, ale bardziej uparta niż rozsądna, sprowadziłam do domu pileę peperomioides - dwie malutkie sadzonki znalezione na portalu aukcyjnym, takie, co dopiero przywitały pierwsze korzonki i nie znały jeszcze faktury ziemi. Zabrałam się za sadzenie, a po kilku miesiącach mogłam cieszyć się nie tylko widokiem ich radosnego wzrostu, ale i potomstwa!
muminkowy kubek emaliowany - Muurla
Pilea to jednak kwiat - żywy - któremu należy poświęcić uwagę i przynajmniej nie zapomnieć go podlać! Znalazłam jednak sposób, by ta urocza i modna roślina zamieszkała u nas i nie wymagała żadnych (powtórzę: ŻADNYCH) nakładów pracy. (No, może poza odkurzaniem od czasu do czasu, ale odkurzać mieszkanie trzeba i tak, więc w zasadzie żadna to dodatkowa praca.)
Pileę peperomioides można zrobić samemu. Z papieru. Gotowa prezentuje się tak:
Te wspaniałe, bujne
pilee to rękodzieło Corrie Beth Hogg - na jej blogu
The Apple of My DIY znajdziecie i inne pomysły, a Corrie jest mistrzynią w tworzeniu replik różnego rodzaju roślin. Spójrzcie chociażby na jej szczawik trójkątny:
Wspaniały, prawda? Pomyślałby ktoś, że to... papier?
Przepis na
pileę peperomioides znajdziecie
TUTAJ (pierwsza wersja) lub
TUTAJ (wersja 2.0 - to jej zdjęcia widać powyżej).
Do dzieła! ;)