Witam Was serdecznie!
Jutro minie tydzień, od kiedy zmieniło się miejsce mojego pobytu a tym samym kuchnia i produkty, które jem. Będąc w Paryżu niemal każdego dnia jadłam m.in. sałatki z pomidorami koktajlowymi i dojrzałym awokado, świeży ser kozi (dziękuję Mika, że nas sobie przedstawiłaś), a także jogurty sojowe. To właśnie im oddałam swoje serce, a może raczej żołądek.
Od mniej więcej pół roku, sukcesywnie eliminuję z mojego menu produkty zawierające laktozę, ponieważ mimo wielkiego upodobania do serków wiejskich - nie mogę ich jeść. Kiedy na jednej ze sklepowych półek w Paryżu dojrzałam wspaniały, naturalny jogurt Sojasun-od razu wrzuciłam go do koszyka. Werdykt? Cudowny.. i bez żadnych zbędnych składników: tylko soja, woda i żywe kultury bakterii.
Niestety, w Polsce dostęp do produktów sojowych nie jest jeszcze tak prosty. Owszem, coraz łatwiej możemy kupić napoje sojowe, jednak uwierzcie mi, nie jest to równoznaczne z mlekiem sojowym.
W ich składzie, poza (niewielką) zawartością soi, znajdziemy także cukier, gumę gellan, karagen oraz barwniki. Oczywiście, w sklepach ze zdrową żywnością, możemy kupić także prawdziwe mleko sojowe. Jednak jaka jest jego cena? Zdecydowanie za wysoka, około 8 zł.
Dlatego też, postanowiłam zrobić własne mleko! Jak? Wbrew pozorom, nie jest to trudne zadanie, choć wymaga trochę czasu, ale pozwala zaoszczędzić sporo pieniędzy.
Domowe mleko sojowe i okara
Do zrobienia naszego mleka potrzebujemy przede wszystkim ziaren soi. Ja kupiłam 200g opakowanie, za które zapłaciłam 1,5zł!
200g to mniej więcej jeden kubek. Ziarna zalałam 3 kubkami wody i wstawiłam na noc do lodówki.
Po napęcznieniu zupełnie zmieniły kształt, przypominjąc małe fasolki.
Rano całość zmiksowałam za pomocą Termomixa. Doskonale nada się również blender lub inny robot kuchenny.
Następnie dodałam kolejne 3 szklanki wody i ponownie zmiksowałam. Powstałą mieszaninę wlałam do garnka i często mieszając, gotowałam przez około 25 min.
Musicie uważać, ponieważ podobnie jak w mleku krowim, tworzy się piana, która lubi uciekać z garnka :) Naszym zadaniem jest doprowadzenie soi do zagotowania, dlatego u mnie zajęło to 25 min, jednak u Was czas może być różny, zależnie od ilość użytych ziaren.
W między czasie do mleka dodałam ziarenka z jednej laski wanilii, które nadały mu aromatu.
Po przegotowaniu, odstawiamy wszystko do przestygnięcia, aby ułatwić sobie następną część "produkcji".
Ostatnim etapem, którego już nie sfotografowałam, było oddzielenie resztek soi od mleka. Zrobiłam to używając gazy i czystego garnuszka. Przyznam, że okazało się to najtrudniejszym momentem w całej zabawie, ponieważ nie mogąc doczekać się już efektu, zaczęłam odcedzać gorące mleko, które no cóż, było naprawdę gorące :D Następnym razem na pewno uzbroję się w cierpliwość i odczekam kilkanaście minut.
Tak oto otrzymaliśmy 100% mleko sojowe (które jeśli chcecie, możecie teraz dosłodzić wedle uznania) oraz.. no właśnie, co? Jakieś resztki po soi? Nie jakieś! Na gazie uzbierała się nam okara (nie dajcie się zwieść nazwie), która jest bardzo wartościową bazą następnych dań.
Okarę upodobali sobie Azjaci. Nie tylko ze względu na ogromną uniwersalność w kuchni, ale przede wszystkim dlatego, że jest bogata w białko i błonnik, natomiast nie w kalorie :))
|
Pyszne mleko sojowe (otrzymaliśmy około 0,7l) |
|
Żaden odpad! To okara!
|
Już pierwszy łyk, przypomniał mi poranki w Hong Kongu, ponieważ tam prawdziwe mleko sojowe (w niskiej cenie) dostępne jest w każdym sklepie. Bardzo mocno zachęcam Was do skosztowania tego napoju, nawet jeśli Wam laktoza nie jest straszna! :)
Jeśli wciąż nie jesteście przekonani, to napiszę jeszcze kilka słów o zaletach soi. Jest już kolejnym, przedstawianym przeze mnie, źródłem wartościowego białka i węglowodanów złożonych oraz nienasyconych kwasów tłuszczowych. Dostarczy nam wielu minerałów i witamin z grupy B. Posiada także przeciwutleniacze, obniża poziom złego cholesterolu oraz zmniejsza ryzyko miażdżycy.
Prawdą jest, że ze względu na zawarte w niej fitoestrogeny, przez mężczyzn powinna być spożywana w umiarze, jednak nie muszą omijać jej szerokim łukiem.
Jeśli mimo wszystko, na zawsze chcecie pozostać wierni mleku krowiemu, to pobawcie się z soją chociażby dla okary, która stała się podstawą pysznych burgerów, na które przepis już jutro!