Uderzył mnie paradoks mojego zachowania.
Wiem jakie życie jest krótkie, jakie jest cenne, jakie kruche.
Dlatego nie zadowala mnie przykładowa łyżka ryżu więcej czy o 10 minut skrócone ćwiczenia.
Uważam, że to za mało, że oszukuję, nie dając z siebie wszystkiego, że powinnam zmienić więcej.
Wtedy się zniechęcam i poddaję, bo skoro postępy są niezauważalne to lepiej nie robić nic. I marnować każdy kolejny dzień tego życia.
Pora zacząć zauważać, że dziś jedna łyżka więcej, jutro druga, za dwa dni trzecia w końcu doprowadzą mnie do celu.
Nikt jednym krokiem Everestu nie zdobył. Ja też nie zadziałam ,,wszystko albo nic”, choć pewnie fajnie by było.
Jeżeli zacznę siebie szanować, zacznę doceniać swoje postępy, zyskam cierpliwość do siebie.
Gdzie się podziała moja tak długo odzyskiwana samoakceptacja? Tak ciężko pracowałam nad polubieniem siebie i tak łatwo to uleciało. Ale najwspanialsza osoba na świecie uświadomiła mi, że mam w sobie siłę, by zapracować raz jeszcze.
Odzyskuję wiarę. Amen :)
Miłego dnia! :)
Połączenie, które w mojej kuchni powstało jakiś czas temu przez zupełny przypadek. Od tej pory gości bardzo często. Jak widać mam też pozytywne dziwactwa :P
Karmelizowane ziemniaki i mandarynki z cynamonem, płatkami róży, wiórkami i suszoną żurawiną
Jogurt naturalny, jabłko, surowa czekolada
Przepis:
2 ugotowane na parze ziemniaki
2 małe mandarynki
Łyżeczka oleju kokosowego
Łyżeczka miodu gryczanego
Duża szczypta cynamonu
Garstka suszonych płatków róży
Garstka suszonej żurawiny
Garstka wiórków kokosowych
Na suchej patelni prażymy wiórki kokosowe, zdejmujemy je, rozpuszczamy olej kokosowy, dodajemy do niego miód, wrzucamy pokrojone ziemniaki i mandarynki podzielone na cząstki. Smażymy chwilę potrząsając patelnią co jakiś czas. Posypujemy cynamonem, dodajemy płatki róży, wiórki i żurawinę. Podajemy z dodatkami.
Pam.