Kochani,
Następnego dnia wstałam ok 6:00, aby zdążyć ogarnąć siebie, Baltika i ok 7:00 zejść z Krzysiem na śniadanie. Chciałam celebrować ten rytuał każdego poranka, ale już we wtorek się poddałam i spaliśmy z Baltim do bólu :P Nie ze względu na moją wygodę, a na sen Baltazara. Przez jetlag’a naprawdę nie można było go w ogóle dobudzić. A jak już się udało to niestety był płaczący i zbuntowany. Uznałam, że nie będę go męczyć.
Jednak tego dnia, gdy po wspólnym śniadaniu Krzyś pojechał do pracy postanowiłam, że idziemy pozwiedzać miasto, w którym spędzimy najbliższe trzy tygodnie. Na moim celowniku były oczywiście place zabaw, parki, kawiarnie itp. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Japonia mimo tego, iż jest bardzo rozwiniętym krajem charakteryzuje się małym przyrostem naturalnym. Jest tu naprawdę bardzo mało dzieci i przy tym mało miejsc i udogodnień z tym związanych. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Pobawiliśmy się trochę w pokoju hotelowym, poczytaliśmy książeczki i chwilę przed 10:00 wyszliśmy z hotelu.Gdy opuściliśmy hotel okazało się, że miasto jest delikatnie mówiąc wyludnione :P Świeciło piękne słońce, ale ani ludzi, ani hałasu; poza tym wszystko było pozamykane. Dopiero po 10:00 zaczęliśmy mijać pojedyncze osoby i zauważać życie na ulicach Kumagaya’i.
Spacerowaliśmy tak prawie trzy godziny zanim ruszyliśmy z powrotem w stronę hotelu. Pogoda była przepiękna; świeciło słońce, nie było wiatru, a wokół było bardzo przyjemnie.Przeszliśmy się wzdłuż kanału.
Zrobiliśmy też małe zakupy. W tym celu zaszliśmy do centrum handlowego i zjechaliśmy całe 7 pięter. Co ciekawe czasem wystarczyło, aby drzwi windy się otworzyły i już wiedziałam, że nie ma sensu nawet z niej wychodzić. W Japonii często jest tak, przynajmniej w tym mieście, że każde piętro w centrum handlowym jest osobnym działem np. działem dla dzieci, męskim, damskim, domowym czy kosmetycznym. Tak było właśnie w tym centrum. Jak się domyślacie jak dojechaliśmy do 6 piętra, to aż zaniemówiłam na widok działu dziecięcego. W oko od razu wpadła mi mini księgarenka z książeczkami.Z miejsca się zakochałam w książeczkach z japońskimi znakami. Natomiast Balti natychmiast poczuł mięte do książeczki dźwiękowej z organkami :P To była pierwsza rzecz zakupiona przeze mnie w Japonii. Wiedziałam, że niebawem tu wrócimy.
Miasto jak miasto. Niczym nie różniło się od innych. Nie znalazłam nic szokującego czy czegoś co zupełnie odbiegałoby od normy; oczywiście poza japońskimi znakami, bo to faktycznie odróżnia to miejsce od wcześniej mi znanych :) Coś charakterystycznego dla Japonii to oczywiście automaty z piciem, kawą, a czasem nawet z gorącymi posiłkami :P Pierwszego wieczoru skorzystaliśmy z nich, aby kupić wodę mineralną na mleko modyfikowane dla Baltika.Obrałam konkretny kierunek spaceru, ponieważ chciałam dojść do COMMUNITY SQUARE. To było pierwsze miejsce zaznaczone na zielono w aplikacji google maps. Spodziewałam się małego parku, gdzie będziemy z Baltim spacerować i zajadać ciastka :) Nic bardziej mylnego, na miejscu zastałam to…Chyba nie muszę opisywać mojego rozczarowania… Tego dnia przynajmniej nie były poparkowane tam samochody. Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać, choć pewnie jednak to drugie… Zaczynałam się martwić tym co będę robić z Baltazarem przez trzy tygodnie w miejscu gdzie wszystkie „parki” będą wyglądały tak jak ten.
Po tym bardzo przyjemnym spacerze wróciliśmy do hotelu. Baltazar był bardzo zmęczony, więc wypił mleczko i zasnął na dobre trzy godziny. Różnica czasu między Polską a Japonią to – 8h, co oznacza, że jeśli w Japonii miałam wówczas około 13:00, w Polsce była 5 nad ranem :P
Po drzemce spędziliśmy trochę czasu w hotelu i wyszliśmy po Krzysia na Kumagaya Station, po czym z chłopakami wybraliśmy się na kolację do pobliskiej restauracji. Po wejściu standardowo należało zdjąć buty i pochować je w specjalnych drewnianych szafeczkach zabierając ze sobą drewniany klucz.Przyznam, że zadanie miałam niełatwe jak Baltazar powyciągał kilka drewnianych kluczy i zmuszona byłam na podstawie japońskich znaków znaleźć odpowiednią szafeczkę i odłożyć klucz. Gdy Baltazar się uspokoił po przyprowadzeniu go do stolika mogliśmy spokojnie zamówić :P Jedzenie było przepyszne, poza deserem, który w 70% nie miał smaku :P Byliśmy od 48h w Japonii, a Baltazar odmawiał nam normalnego jedzenia. Był głownie na kaszce hipp, mleku modyfikowanym, waflach ryżowych i maślanych ciasteczkach. Poza kiełbaską na śniadanie nie jadł nic konkretnego. Za to danie powyżej schrupał z radością :) Co mnie oczywiście bardzo ucieszyło :)
O tym jak Baltazar przeżywał zmianę klimatu i strefy czasowej napiszę w kolejnym poście. Przyznam, że nie był to łatwy czas.
Do następnego :*