Założyli krawaty i wyszli przed kamery. Choć nigdy nie byli na zakupach, ogłaszają, że zakaz handlu zwiększy sklepom obroty i to aż o pięć procent. Czemu o pięć i w jaki sposób? Tego nie umieją wyjaśnić. Zatem ja w pięciu punktach wyjaśniam, dlaczego się mylą.
fot. Gil Garcia
Słów kilka o handlu w wolnej Polsce
Jednym z najczęstszych argumentów przeciw handlowi w niedziele jest nostalgia za PRL [LINK DO FILMU], kiedy to w niedziele i święta sklepy były urzędowo nieczynne. Niewielu przy tym chce pamiętać, że handel w PRL niewiele miał wspólnego ze współczesnym. Sklepy, owszem, były, ale najczęściej puste albo wydające buble – i to na kartki. Były też kolejki, niekiedy i kolejki do kolejek, a nawet kolejkowe komitety i całe wspólnoty staczy, którym za kilka złotych można było powierzyć odpowiedzialną wówczas funkcję pilnowania miejsca na mającą pojawić się w sklepie lodówkę albo pralkę. Jako dziecko osobiście kilka razy pełniłem taką rolę, skutecznie znosząc do domu cukier, kawę i kakao, ale gdy zamiast spodziewanej zrazowej przyniosłem do domu kilogram zielonych pomarańczy z Kuby, bo akurat rzucili na nasz mięsny, zostałem łaskawie przeniesiony do rezerwy.
fot. kadr z youtube.com
Sezon pustych półek [link do ] trwał do upadku komunizmu, kiedy to nastała handlowa wolność i nagle wszyscy mogli handlować wszystkim. Pokomunistyczne betonowe pawilony szybko odeszły w niebyt. Początkowy rozgardiasz i handel łóżeczkowy z czasem przyjął formę sprzedaży ze „szczęk”, namiotów, później nowo budowanych targowisk i hal, aż wreszcie przeniósł się do hipermarketów, aby wreszcie wyewoluować w pachnące elegancją, sklimatyzowane i utoaletyzowane przestrzenie handlowe ze szklanymi windami i muzyką w tle, zwane galeriami.
Dziś galerie stoją nawet w miasteczkach powiatowych, gdzie stanowią centrum gromadzące gawiedź, często jedyną w mieście, które nie dorobiło się ani parku, ani basenu, ani przyzwoitego kina, o teatrze nie wspominając. Jest w nich nowocześnie i miło, więc robi się tu zakupy albo ogląda wystawy, czasem umawia się na spotkania w kawiarenkach, albo wpada na moment, aby uwolnić pęcherz czy – zależnie od aury na zewnątrz – ogrzać się lub ochłodzić. Współczesna galeria handlowa to już nie tylko sklep spożywczy, butik z garsonkami i skład obuwia. To też saloniki prasowe, punkty obsługi klienta sieci telefonicznych i telewizji kablowych, bary, lodziarnie, kina a nawet centra fitnessu. W dwudziestym pierwszym wieku Polska ma wreszcie jedną z najnowocześniejszych sieci handlowych na świecie, dostępną wszędzie i dla każdego.
I właśnie teraz, gdy już ją ma, pojawia się gremium, które chce, żeby nie miała – na jeden dzień w tygodniu, na niedzielę, która ma być dla Boga i dla rodziny.
1. Opustoszeją miasta, a przez to straci gastronomia
Odwiedziłem niedawno Chełmno, nadwiślańskie miasto na wzgórzu, które reklamuje się jako miasto zakochanych. Rzeczywiście urzeka – położeniem, widokiem na dolinę Wisły, starówką. Było niedzielne popołudnie, słoneczna pogoda, więc idealne warunki, żeby pozwiedzać, napić się piwa albo pójść na lody. I co? I nic. Na zaskakująco dużej płycie rynku starego miasta – jedna budka z fatalną mazią, którą kilku zmuszonych do ochłodzenia się spacerowiczów uznaje za lody, do tego jakiś punkt z hamburgerami i koncernowym piwem i już.
Dwie czy trzy cukiernie, w których potencjalnie można by napić się kawy, a może – o, wyobraźnio – lemoniady, zamykają swe podwoje już w sobotę o czternastej. W pozostałych dwóch cukierniach, które po półgodzinie mozolnej wędrówki po staromiejskich uliczkach odnajduję, chcą mi podać kebab, świderki i kolę. Oddalam się więc od rynku i dostrzegam popadające w ruinę kamieniczki, wszędobylskie lumpeksy i sklepy ze wszystkim za dwa złote, ale przede wszystkim dostrzegam wszechogarniającą pustkę. Pusto jest wszędzie, w uliczkach wokół rynku, ale i na samej jego płycie. Nie ma turystów? No dobrze, władze nie umieją ich tu ściągnąć, ale, na litość boską, gdzie są mieszkańcy tego miasta?
fot. Matteo Merzi
Są, ale w oknach. Siedzą i obserwują świat zza parapetu własnych pieleszy. Tak mija niedziela w Chełmnie, które chce być miastem zakochanych. Tam zakazywać handlu w niedzielę nie trzeba, bo tam nowoczesnego handlu nie ma, a ten tradycyjny – ot, zamyka się w sobotę o czternastej i idzie do domu – posiedzieć w oknie. Tak wkrótce będzie wyglądała cała prowincjonalna Polska.
2. Stworzą się hybrydowe sieci handlowo-gastronomiczne
Biznes nie znosi próżni i rozwiązania na planowany zakaz handlu już wymyślono. Nie są to żadne machinacje, wszystko lege artis, ale mocno niekorzystne dla klienta – bo będzie drogo – oraz dla pracowników handlu – bo staną się niepotrzebni.
fot. Joe Penniston
Gdy dobrze wsłuchać się w głos mediów, które poza ekspedientkami z dyskontów, które, dumnie prężąc pierś w społecznej akcji przeciw samym sobie, oficjalnie złożyły kartony z setkami tysięcy podpisów klientów ich sklepów, którzy robią w nich zakupy w niedzielę, ale są temu przeciw, pokazują też inną stronę medalu, okazuje się, że przynajmniej jedna z sieci paliwowych nawiązała już współpracę z dużą siecią handlową, razem z którą chce otworzyć potężną liczbę sklepów przy stacjach benzynowych – nowe przepisy z zakazu handlu w niedzielę wyłączają wszak stacje paliw. Podobne sklepy – póki co prowadzone pod markami własnymi tychże stacji – przy wielu stacjach już działają, a ich cechą szczególną jest bezobsługowa hybrydowość, czyli przestrzeń handlowa zintegrowana z gastronomiczną obsługiwana przez kasjerów stacji paliw.
3. Ludzie stracą pracę
Tego typu handel, który – jak widać z planów sieci paliwowych – ma dopiero rozwinąć skrzydła, ostatecznie przypieczętuje zwolnienia wieszczone przez ekonomistów w tradycyjnych sieciach handlowych. Dumnie prężące pierś kasjerki, które przywiozły do Warszawy listy z setkami tysięcy podpisów powinny zdawać sobie sprawę, że nowa forma handlu niedzielnego, będąca hybrydą baru oraz minimarketu, skutecznie obsłuży lwią część klientów, którzy w normalnych warunkach poszliby do zwykłych sklepów otwartych w niedzielę.
fot. Rob Milsom
Oni nie będą robić zapasów w soboty, nie będą też zwalniać się z pracy w poniedziałek, po prostu w niedzielę pójdą gdzieś indziej, gdzie jest otwarte – a tam handluje się bez obsługi, bez kasjerek, bez wykładaczy produktów, bez dodatkowej ochrony czy pracowników monitoringu. Zakupy tych klientów nie będą finansować miejsc pracy w klasycznym handlu. Sfinansują rozwijającą się nową branżę handlu bezobsługowego. Tysiące ludzi straci więc pracę, ale nie tylko z tego powodu.
4. Znikną jarmarki, festiwale i festyny
Poza hybrydowymi minimarketami przy stacjach paliw legalnie mają też działać apteki, piekarnie oraz małe sklepy, w których za ladą stanie właściciel. Populistycznie to dobre, bo jeśli burżuj chce się bogacić, to niech w niedzielę sam idzie do roboty. A skoro tak, to jakieś sklepy będą przecież otwarte, bo burżuj na pewno się pokusi, i kasjerka z dyskontu – wciąż z dumnie wypiętą piersią – będzie mogła osobiście napluć wyzyskiwaczowi z osiedla prosto w twarz, kupując u niego jedną czerstwą bułkę z przeceny – tak dla zasady.
Jednak tak wcale być nie musi, bo małe sklepy działają dziś zupełnie inaczej niż kilka dekad temu. Żeby zachować rentowność, właściciele tworzą mikrosieci, na przykład wykupując upadające punkty. Często zdarza się, że w rękach jednego właściciela jest kilka małych sklepów rozlokowanych w różnych częściach miasta. Teoretycznie za ladą jednego właściciel takiej sieci mógłby stanąć, ale jeśli przez cały tydzień zarządza swoją małą siecią, to jakim cudem ma wygenerować teraz dodatkowy dzień na… dodatkową pracę? Raczej nie otworzy nawet jednego sklepu.
Podobny dylemat spotka właścicieli stoisk handlujących produktami niszowymi na wszelkiej maści jarmarkach. Tego typu firmy często obstawiają kilka różnych festynów naraz, co pozwala na utrzymanie obrotów, przystępnych cen i odpowiedniego poziomu rentowności. W nowych warunkach, kiedy za ladą będzie musiał stanąć sam właściciel, musiałby sam dowieźć sobie towar, rozstawić i poprowadzić stoisko – da radę najwyżej w jednym punkcie.
Niepewny jest więc los festynów i festiwali, no nawet jeśli zostałyby one zwolnione z zakazu, to na parkingach przed dyskontami zaraz pojawią się bliźniacze stragany z organizowanymi przez te dyskonty jarmarkami niedzielnymi. Skoro kramarz może prowadzić handel w niedzielę, to dyskont może prowadzić kram.
5. Wzrosną ceny, zmniejszą się wpływy z podatków
Będzie drożej, bo zakaz handlu w niedzielę na jeden dzień w tygodniu nie zawiesi istnienia fizycznie posadowionych na gruncie obiektów. Niezależnie od tego, czy są one otwarte czy nie, ich właściciele muszą płacić ustalony czynsz albo spłacać wzięty na ich budowę kredyt, a do tego pokrywać koszty mediów, monitoringu, ochrony oraz innych kosztów stałych. Pięćdziesiąt dwa dni bezproduktywnej działalności, bo tyle jest niedziel w roku, wygeneruje koszty, które będą musiały znaleźć odzwierciedlenie w cenach. Szacunki ekspertów mówią o podwyżkach sięgających 20 procent.
fot. Stuart Heath
Kłopoty czekają też cały łańcuch dostaw, od producentów rolnych po logistyków i kierowców ciężarówek aż po kasjerów w sklepach i sprzątaczki w ubikacjach centrów handlowych. Wszyscy zderzą się ze zmniejszonym zapotrzebowaniem na czas pracy, więc redukcje zatrudnienia w całej szeroko rozumianej branży będą nieuniknione. Biorąc pod uwagę, że mówimy o 2.500.000 zatrudnionych, nawet pięcioprocentowa redukcja, uważana przez ekspertów za szacunek mocno optymistyczny, będzie oznaczała likwidację ponad 100.000 stanowisk pracy, w części zajmowanych przez pracowników, którzy z różnych powodów, na przykład ze względu na studia, mogą pracować wyłącznie w niedzielę. Ponadto wbrew temu, co głoszą spodziewający się cudownego wzrostu obrotów związkowcy, ekonomiści są zdania, że w wyniku zakazu handlu w niedziele obroty sklepów spadną, być może nawet o dziesięć procent. Taki spadek obrotów nie pozostanie bez wpływu ani na ceny detaliczne, ani na poziom zatrudnienia.
Czy zatem warto fundować sobie taki chaos, skoro doświadczenia Węgier pokazują, że zakaz handlu w niedzielę przynosi więcej kłopotów niż pożytku? Przecież od kilku tygodni na Węgrzech znów można legalnie handlować w niedziele!
Z opiniami ekspertów w sprawie planowanego wprowadzenia zakazu handlu w niedziele można zapoznać się na stronie biznes.onet.pl