Jakie są wasze najgorsze, kulinarne wspomnienia z dzieciństwa? Wątróbka? Krupnik? A może właśnie flaczki? To niesamowite, jak bardzo niektórym potrawom nawet nie dano szansy. Przekreślono je już na wstępie, nie dość że smak okropny, to jeszcze nadali im paskudną nazwę. Okropną. Ohydną. No do bani po prostu.
Ale oto współczesna kuchnia dała szanse nawet flakom, podpowiadając nam rozwiązanie na ich odczarowanie. Wystarczy zrobić flaki bez… flaków. Zwierzęcy element zastępujemy kaniami zebranymi w lesie. I już mamy zdrową, wegetariańską (lub wegańską jeśli ktoś sobie życzy), smaczną potrawę, która nadaje się do podania gościom, lub rodzinny obiad.
A że nadal nieapetycznie się nazywa? Cóż gołąbki, też ktoś próbował zdyskredytować, ale się nie udało. Z tymi flakami jest podobnie.
No i co ważne ich przygotowanie nie jest czasochłonne, a daje sporo satysfakcji, taka tradycyjna polska kuchnia, ale mocno odświeżona.
Składniki:
- 7-8 dużych kań
- wywar z warzyw
- 4 średnie marchewki
- 2 cebule
- pęczek pietruszki
- sól
- pieprz
- ostra papryka
- majeranek
- ziele angielskie
- liść laurowy
- tłuszcz do przysmażenia
Marchewkę zetrzeć na grubych oczkach, lub pokroić na cienkie, długie paski-wstążki. Cebule pokroić na pióra i przysmażyć na złoto. Marchewkę gotować w wywarze, dodać cebule, gotować. W tym czasie oczyścić grzyby, pozbyć się nóżek kani i pokroić kapelusze na paski (1 cm grubości). Kanie przysmażyć na tej samej patelni co cebule i dodać do gotujących się ważyć.
Doprawić do smaku.
SMACZEGO