Dziś pokombinowałam z polędwiczką z konfiturą z cebuli i jagód. Wyszło pysznie. Zdjęcie już mniej, niestety. Chyba w najbliższym czasie nie opublikuję posta z tą potrawą. Trudno, zdarza się, nie będę nic na siłę tutaj wrzucać. Pieczone puree było dodatkiem do mięsiwa. Nie wiem co mi strzeliło do łba, żeby je zapiec. Strzał ten jednak był jak najbardziej na miejscu. Ziemniaki z góry są podpieczone i smakują trochę jak frytki, dół jest gładki - typowo pureerowski. Trochę żałuję, że nie dodałam do nich jakichś ziół, właściwie to pomysł był, natomiast lenistwo wygrało - nie chciało mi się ruszyć paru liter z domu. Klasyk.
Składniki:
8 średnich ziemniaków
8 łyżek mleka
1 łyżka masła
szczypta gałki muszkatołowej
sól
(przepis na 3 porcje)
Ziemniaki gotujemy do miękkości w osolonej wodzie, odcedzamy i zostawiamy na gazie, żeby odparowały z nadmiaru wody. Tłuczemy je lub przeciskamy przez praskę, dodajemy masło, mleko, gałkę muszkatołową i bardzo dokładnie mieszamy. Można je jeszcze ewentualnie doprawić solą. Puree przekładamy do naczynia żaroodpornego i pieczemy do zrumienienia w 200 stopniach.