Jest kilka rzeczy w społeczności wegańskiej, nad których zasadnością poważnie się zastanawiam. Może to być na przykład samozwańcza wegańska policja, która czasem uderza z zaskoczenia, szybko, odbierając legitymację członkom. Może to być powstawanie środowisk rozpowszechniających potencjalnie szkodliwe treści - jak szał na głodówki, kreowanie witarianizmu jako jedynego sposobu na zdrowie, czy też podważanie potrzeby suplementacji witaminy B12.
Jednak w czasach, gdy rosnąca ilość osób przykłada większą uwagę do higieny stylu życia i higieny talerza, dieta wegańska obiera w mediach niezbyt fajny kierunek. Z rosnącą świadomością wyborów żywieniowych idzie bardziej świadomy dobór produktów. Gdzie się nie obrócić, żywność organiczna, bio i eko staje się ścisłym synonimem weganizmu. Weganie to osoby kupujące certyfikowany (koniecznie świeży) szpinak i bio-eko wegańską fasolę. Organiczne jabłka i organiczną cebulę. Czasem też batony z ekologicznym cukrem trzcinowym.
Organiczne powoli staje się tożsame z czymś o wiele lepszym, mniej szkodliwym, bardziej wartościowym, bez pestycydów, spożywczym okazem miłości do natury. Staje się symbolem niepodważalnie świadomego stylu życia.
Ostatnimi czasy można dostrzec pewną modę na jedzenie
bio/eko/organic. W skrajnych sytuacjach przyjmuje ona niemal ortorektyczną formę - strach przed spożywaniem produktów konwencjonalnych, kupowanie jedynie certyfikowanych artykułów, jedzenie na mieście tylko i wyłącznie w knajpach serwujących potrawy ugotowane tylko z organicznych komponentów.
Odnoszę nawet wrażenie, że promowanie "puryzmu żywieniowego" odbywa się ceną porzucenia logicznego myślenia na rzecz głośnego przekazu. Nierzadko dochodzi do tworzenia
szkodliwych grafik, w których umieszcza się konwencjonalne owoce na liście "Top 10 rakotwórczego jedzenia". I to, co gorsza, na profilu wegańskim.
Żywność ekologiczną kupuje w tej chwili około 7% polskich konsumentów, a jest ona produkowana na około 2% powierzchni rolnej naszego kraju. Wszystko wskazuje, że tendencja jest rosnąca, pomimo iż stwierdza się nieprawidłowości w połowie placówek.
Jeśli uważasz się za świadomego konsumenta... najprawdopodobniej nie powinieneś kupować żywności organicznej.
A zaraz o tym, dlaczego.
Didaskalium: termin
"organic" będzie używany w tekście synonimicznie wraz z terminami
"bio" i
"eko".
Pestycydy
Jest zakorzenione błędne przekonanie o tym, że rolnicy prowadzący uprawy organiczne nie używają pestycydów. Nic bardziej mylnego. Pestycydy są używane od setek lub nawet tysięcy lat i będą używane dalej. Jednak różnica między produktem konwencjonalnym a organicznym polega na tym, że przy produkcji tego drugiego używa się tylko pestycydów organicznych - pochodzenia naturalnego. Czyli będącego na przykład metabolitem wybranej rośliny, wytworem bakterii lub grzyba albo występujące naturalnie jako minerały.
Taktyka ta opiera się na błędnym przeświadczeniu, że "naturalne" = lepsze.
Appeal to nature.
Cóż, przecież istnieją "naturalne" rzeczy, których każdy pragnąłby uniknąć - na przykład choroby (
ospa party się kłania) albo spożycie mąki zanieczyszczonej
buławinką czerwoną. Zaś na przykład nienaturalny komputer wpływa dodatnio na komfort życia, a nienaturalna dieta wegańska działa prozdrowotnie. I ułatwia wizyty w nienaturalnej toalecie.
Gdyby pestycydy organiczne były najlepsze dla roślin i dla środowiska, oczywistym jest, że tylko z nich by się korzystało. Jednak w uprawach konwencjonalnych wykorzystuje się pestycydy syntetyczne. Dlaczego?
W przeciwieństwie do "naturalnych", są otóż doskonale przebadane, zaakceptowane przez odpowiednie organizacje ściśle regulujące wykorzystywanie środków ochrony roślin, znane jest ich zachowanie w środowisku i znane są też związki, do których się rozpadają. Używane wraz z właściwym przeznaczeniem, są one bezpieczne, mniej toksyczne, efektywne i ekonomiczne. I używa się ich mniej.
Tak, są bezpieczne, mniej toksyczne i używa się ich mniej.
Popularnymi fungicydami używanymi przez organicznych rolników jest miedź i siarka, często pod postacią siarczanu miedzi (albo wodorotlenku miedzi, tlenku miedzi, itp). Związek ten nie rozpada się tak łatwo, pozostaje w glebie i przenosi się do wody, gdzie okazuje swoją toksyczność dla wodnych bezkręgowców (jest także
toksyczny dla pszczół). Są to pestycydy wymagające większego nakładu (wg NCFAP w 1971 na akr upraw wykorzystano 4,34 funta fungicydów opartych na miedzi i siarce, z kolei ten sam efekt uzyskiwano przy użyciu 1,6 funta syntetycznych fungicydów) i częstszej aplikacji.
Pestycydy nie są substancjami, które ot tak, tuż po wymyśleniu, rozlewa się po polach. Są one poddawane kilku(nasto)letnim badaniom, według
rygorystycznych wytycznych narzuconych przez odpowiednie organizacje, na zwierzętach (gryzoniach) pod różnymi wariantami ekspozycji - przez skórę, przez inhalację, przez podawanie oralne, przez podawanie dożylne. Ustala się w ten sposób dawkę śmiertelną (LD50), która doprowadziła do zgonu połowę zwierząt. Następnie ustala się najwyższą dawkę, która nie powoduje niepożądanych efektów (tzw.
NOAEL -
no observable adverse effect level). Tę zaś z racji, iż badania nie są przeprowadzane na ludziach, zmniejsza się odpowiednio od 100 do 1000 razy i określa jako
MRL (
Maximum Residue Level) - jest to
maksymalne dopuszczalne stężenie pozostałości pestycydów w produkcie. To tak jakby zwiększyć minimalną odległość między pojazdami w tunelu z 50 metrów do co najmniej 5 kilometrów i więcej. Absolutnie nie jest to "dopuszczalne bezpieczne stężenie" - nie ma to nic wspólnego i nie można tego używać zamiennie.
Pomiędzy NOAEL a MRL znajdują się jeszcze zakresy ARfD - bezpieczna dawka do spożycia w ciągu jednego dnia; i ADI (w USA: cRfD -
chronic reference dose) - bezpieczna dawka do spożywania każdego dnia przez całe życie.
Zazwyczaj co najmniej 80%
badanych próbek nie przekracza nawet 0,01% (słownie: jednej setnej procenta!) ADI/cRfD. Reszta mieści się od w przedziale od 0,1% do 1%.
MRL jest mierzone w jednostkach 0,1mg na kilogram produktu, co daje proporcję 1 do 10 000 000. Artykuły, w których dane ustalone stężenie zostało przekroczone, nie są dopuszczane do obrotu. W Unii Europejskiej rocznie przeprowadza się ponad 60 000 badań stężeń pozostałości pestycydów, z czego
około 2-3% przekracza ustalone zależnie od kraju dawki MRL. Dawka MRL jest z kolei dodatkowo podzielona na dwie grupy - stężenie pozostałości pestycydów powyżej pewnej granicy w zakresie MRL także nie jest dopuszczane do obrotu.
Istnieje jednak jedna, potężna organizacja. Organizacja produkująca pestycydy o światowym zasięgu, jej wytwory znajdują się dosłownie w każdym warzywie czy owocu, zbożu, strączku czy orzechu, są wykrywane w każdej pojedynczej próbce. Organizacja ta wytwarza wszystko - od mykotoksyn, przez kumaryny, kofeinę, kapsaicynę, allicynę, dwusiarczek węgla, aż do solaniny, chakoniny i fazyny. Jej wynalazki zatruwają każdy nasz posiłek. Dzierży ona w swej żelaznej łapie niemalże monopol na najsilniejsze istniejące pestycydy. I bynajmniej nie jest to Monsanto.
To... Matka Natura.Ponieważ każda roślina
produkuje swoje własne pestycydy i toksyny, będące tak zwanymi ich wtórnymi metabolitami, w celu ochrony przed szkodnikami i patogenami, szacuje się, iż około 99% spożywanych przez nas pestycydów jest pochodzenia naturalnego. Nie oznacza to jednak, że w takim razie korzystanie z pestycydów zewnętrznych (lub manipulowanie produkcją pestycydów przez rośliny na drodze inżynierii genetycznej) jest niepotrzebne lub zbędne. Wykorzystywanie ich zmniejsza ekspozycję chronionych roślin na atak szkodników i patogenów, co bezpośrednio przekłada się na mniejszy stres i mniejszą produkcję omawianych związków.
Mają miejsce różne ciekawe sytuacje, w których rośliny z upraw organicznych miały na tyle wysokie stężenie produkowanych przez siebie wtórnych metabolitów, że było one w stanie wywołać poważne efekty uboczne u spożywających je ludzi. W Nowej Zelandii wsławiła się tym "zabójcza cukinia" zawierająca kukurbitacynę. Co ciekawe, fenomen ten miał miejsce jedynie na farmach organicznych, natomiast cukinia z upraw konwencjonalnych nie stanowiła już żadnego zagrożenia dla konsumentów.
Wycofywano z marketów selera zawierającego dużo furanokumaryny powodującej nadwrażliwość na światło słoneczne, wycofywano ziemniaki o zbyt wysokiej zawartości glikoalkaloidów.
Oprócz tego, używanie pestycydów znacznie ogranicza ryzyko zanieczyszczenia pożywienia przez niesamowicie silne mykotoksyny wytwarzane przez pleśń - aflatoksynę i fumonizynę. Jest to szczególnie istotne przy uprawie orzechów ziemnych albo np. kukurydzy w cieplejszym klimacie.
Pestycydy są
ważnym i niezbędnym elementem upraw roślin - bez ich używania plony byłyby zastraszająco niskie, a same rośliny byłyby zmasakrowane przez szkodniki i patogeny (co powoduje wzrost produkcji roślinnych pestycydów). Jednak nie istnieje powód, dla którego mielibyśmy powstrzymywać się od wykorzystywania pestycydów "sztucznych", jeśli są one bardziej zrównoważone dla środowiska, mniej toksyczne i można ich używać mniej, ponieważ są skuteczniejsze.
Pestycydy
naturalne oddziałują także na
szersze spektrum zwierząt, przez co bardziej prawdopodobna jest sytuacja, w której uszczerbku dozna populacja zwierząt nie będąca zamierzonym celem, co nie jest już tak pozytywnym aspektem ich używania.
Zaś jeśli chodzi o samą toksyczność pestycydów - naturalne środki ochrony roślin są w zdecydowanej większości przypadków bardziej toksyczne dla ludzi niż syntetyczne (których toksyczność i tak się
znacznie zmniejszyła). Doskonale przedstawia to poniższy wykres, gdzie dłuższy słupek oznacza mniejszą toksyczność (dla wizualizacji toksyczności niektórych
naturalnych związków proponuję porównać Bt z kofeiną).
Czy pestycyd jest pochodzenia naturalnego, czy syntetycznego, nie jest kryterium bezpieczeństwa lub toksyczności.
Lista pestycydów, których rolnicy ekologiczni mogą używać możecie przejrzeć
tutaj i
tutaj. Zdecydowanie nie są to krótkie listy, składają się z setek pozycji.
Na stronie
Safe Fruits and Veggies możecie szybko policzyć, jak olbrzymie ilości warzyw czy owoców trzeba spożyć, by pozostałości pestycydów mogłyby potencjalnie wpłynąć na zdrowie. Zaś na
stronie EFSA (
European Food Safety Authortiy) możecie prześledzić krok po kroku cały proces dopuszczania pestycydów do użytku i monitorowania ich bezpieczeństwa dla konsumentów.
Tutaj z kolei możecie zapoznać się z interaktywnym raportem dotyczącym pozostałości pestycydów na 81 tysiącach próbek przebadanych w 2013 roku w Unii Europejskiej (PDF allert).
Jako przykład wyszukałem ustalone dawki MRL poszczególnych środków ochrony roślin
dla ziemniaka i
dla brokułu.
Wartości odżywczePrzyjęło się, że produkty organiczne są nieporównywalnie bogatsze w składniki odżywcze. Jest to błędne założenie.
Wartości odżywcze w przypadku warzyw i owoców konwencjonalnych w porównaniu do organicznych są niemal takie same. Niektóre badania wykazywały drobne różnice: warzywa konwencjonalne zawierały więcej azotanów (nieszkodliwe, a nawet pożyteczne), z kolei warzywa organiczne nieznacznie więcej witaminy C i niektórych polifenoli.
W przypadku organicznych produktów zwierzęcych zawierały one trochę więcej kwasów tłuszczowych Omega-3, lecz także tłuszczów trans i więcej dioksyn. Dwie ostatnie to z kolei nie są dobre cechy.
Warto także dodać, iż pomimo faktu "ekologicznej hodowli" mięsa dalej zawiera ono m.in. tłuszcze nasycone,
białko zwierzęce i
hem - te akurat lepiej sobie odpuścić.
tabela z błędnie zinterpretowanymi wynikami
Entuzjaści hodowli innej niż konwencjonalna bardzo często przywołują pewne badanie i tabelę (na zdjęciu powyżej), które miałoby przedstawiać kolosalne różnice w wartościach odżywczych roślin uprawianych organicznie i konwencjonalnie. Niestety nie taka jest treść badania i nie to było przedmiotem porównania, o
wytłumaczenie czego pokusił się nawet uniwersytet je przeprowadzający.
Treść
największej przeprowadzonej dotąd metaanalizy zbierającej do kupy badania z ostatnich
50 lat, której celem było porównanie produktów organicznych z konwencjonalnymi, znajdziecie na
stronie ECPA (European Crop Protection Association).
"Udowadnia ona, że 98% spożywanej przez nas żywności jest równie odżywcza, co pozostałe 2% określane jako organiczne" - powiedział
Fredhelm Schmider, Dyrektor Generalny ECPA.
Mniejsze plonySzacuje się, że różnica wydajności upraw organicznych względem tych konwencjonalnych wynosi około
20-35% plonów na niekorzyść upraw organicznych. Oznacza to, że produkcja takiej samej ilości żywności będzie wymagać większego areału. Tym samym mniejsza będzie liczba ludzi, których dany areał mógłby wykarmić.
Nie jest to opcja szczególnie ekonomiczna/wegańska ograniczać możliwości produkcji pożywienia wyłącznie z pobudek chęci produkcji żywności organicznej.
Tym bardziej jest to działanie pozbawione rozsądku w sytuacji, gdy ponad 800 milionów ludzi na świecie cierpi z powodu niedożywienia.
GMOW uprawach organicznych istnieje zakaz używania organizmów zmodyfikowanych genetycznie, a w przypadku produkcji zwierzęcej "eko" (produkcja zwierzęca "eko", to się kupy nawet nie trzyma) nie można skarmiać zwierząt paszą zawierającą takie organizmy. Nawóz dla roślin zaś może już pochodzić od zwierząt karmionych paszą GMO, ponieważ nie ma wystarczającej ilości gospodarstw mogących pokryć całe zapotrzebowanie.
Wiara w szkodliwość dla zdrowia i destrukcyjny wpływ roślin genetycznie modyfikowanych na środowisko jest przy dzisiejszym stanie wiedzy czymś na miarę wiary w to, że Ziemia jest płaska niczym talerz podtrzymywany przez dwa słonie. W literaturze naukowej jest
świetnie udokumentowana nieszkodliwość takich roślin dla zdrowia człowieka, a nawet istnieją przesłanki tak głośne, iż karygodnym jest je ignorować, że w niektórych przypadkach korzyści spożycia roślin GMO mogą dalece przekraczać korzyści płynące ze spożywania ich "naturalnych" odpowiedników.
Zakaz wykorzystywania organizmów GM zakrawa wręcz o absurd. Popularnym insektycydem jest pewne krystaliczne białko produkowane przez bakterię
Bacillus thuringiensis i z niej pozyskiwane. Białko to jest tzw. delta endotoksyną i istnieją różne jego warianty. Kiedy jednak poddano kilka roślin (w tym kukurydzę, bawełnę, ziemniaka, tytoń, orzechy ziemne, soję, itp, określane przedrostkiem
Cry- lub
Bt-) modyfikacjom genetycznych tak, by w ich materiale genetycznym znalazły się geny umożliwiające syntezę tego białka w ochronie przed szkodnikami, wzbudziło to nieskończony opór środowisk organicznych i anty-GMO. Co więcej, dzięki zastosowaniu toksyny Bt w kukurydzy
udało się znacząco zmniejszyć ryzyko kontaminacją niezwykle silną mykotoskyną, fumonizyną.
Nie jest najwidoczniej w cenie ograniczać ilość używanych pestycydów i nakładu pracy w ich wykorzystywaniu, ani nawet ilość zabijanych owadów (rośliny zmodyfikowane w ten sposób zabijają jedynie szkodniki, które je zaatakują).
Wprowadzenie roślin genetycznie modyfikowanych pozwala zwiększyć plony przy takim samym areale (co umożliwia przeznaczenie "zaoszczędzonej" powierzchni np. pod park/obsadzenie drzewami/ochronę przyrody), zwiększyć wydajność uprawianych roślin, zmniejszyć użycie pestycydów, zmniejszyć szkodliwy wpływ upraw na środowisko, zmniejszyć straty na poszczególnych etapach produkcji, nierzadko także zwiększyć wartość zdrowotną danej rośliny.
Note: w Unii Europejskiej niestety nie rozpanoszyło się GMO. W jedynie kilku wybranych krajach uprawia się ziemniaka Amflorę i kukurydzę Mon/Bt w celach przemysłowych/paszowych. Jednak każdy produkt zawierający ponad 0,9% organizmów modyfikowanych genetycznie musi być wyraźnie oznakowany. Produkty GMO nie trafiają zatem na ludzki stół. Ewentualnie trochę jabłek w Holandii.I nie, soja w sklepach nie jest modyfikowana genetycznie. Olbrzymie ilości soi Europa importuje na paszę.Nawozy naturalneW rolnictwie konwencjonalnym używa się tzw. nawozów syntetycznych, czyli preparatów zawierających związki zapewniające roślinom możliwości odpowiedniego rozwoju (nawozy azotowe, fosforowe, potasowe, etc). W rolnictwie organicznym jako nawóz wykorzystuje się nawóz pochodzenia zwierzęcego (
rodzaje nawozów organicznych, z których na wyróżnienie zasługują np. "mączka z krwi, mączka kostna, mączka rybna, mączka z piór, włosów i skóry"). W efekcie do gleby zdarza się wprowadzać patogeny jak różnorodne bakterie chorobotwórcze, czasem też jaja pasożytów, np. tasiemców.
Dlatego też na produktach organicznych znajduje się
wyższe stężenia Escherichia coli niż w konwencjonalnych odpowiednikach. Nawozy syntetyczne nie zawierają takich bakterii.
Odłóżmy jednak na bok zagrożenia chorobowe.
Nawóz naturalny pochodzi od zwierząt. Prowadzi to do koegzystencji "uprawa organiczna + hodowla zwierzęca" (raczej niewielu wegan by chciało się na to godzić). Wyprodukowana przez zwierzęta sterta łajna musi być następnie kompostowana przez odpowiedni czas i w odpowiedni sposób, by zmniejszyć ilość patogenów niebezpiecznych dla konsumenta przyszłych płodów rolnych. W trakcie przechowywania zachodzą zarówno procesy aerobowe, jak i anareobowe. Z kupy uwalnia się, oprócz CO2, metan stanowiący około 2% węgla zawartego w rzeczonym nawozie a będący około 21 razy silniejszym gazem cieplarnianym niż dwutlenek węgla.
Jednakże nawozu naturalnego używa się przecież głównie w celu dostarczenia azotu roślinom nie wchodzącym w symbiozę z bakteriami brodawkowatymi, czyli innym niż strączkowe (swoją drogą, krowy nie wytwarzają azotu - pobierają go z pożywienia). Powstaje więc w trakcie fermentacji produkt azotowy - tlenek azotu, który z kolei jest 300 razy silniejszym gazem cieplarnianym niż CO2.
W efekcie nawóz naturalny ma
znacznie większy potencjał cieplarniany niż nawóz syntetyczny.Nie jest to opcja szczególnie "zielona".
Aby go zmniejszyć, należałoby wydzielający się metan spalić do dwutlenku węgla, a to z kolei wymaga wysoce specjalistycznych technik zbierania gazu i kompostowania w warunkach beztlenowych.
Technika uprawZastosowanie nawozu naturalnego w uprawach organicznych zmusza hodowców do przeprowadzenia orki. Ta z kolei, w celu minimalizacji negatywnego wpływu na jakość gleby i środowiska, powinna być jak najbardziej ograniczona. Przeoranie ziemi zwiększa ryzyko rozpowszechnienia się pozostałości pestycydów do okolicznych zbiorników wodnych, jak i zwiększa znacznie także ilość metanu i tlenku azotu uwalnianego do atmosfery. Te zaś są wcześniej wspomnianymi gazami cieplarnianymi.
Z uwagi na zbyt dużą zawartość fosforu względem azotu w zwierzęcym nawozie, podczas orki i w trakcie uprawy na skutek opadów fosfor ten przemieszcza się do okolicznych wód. Gdzie z kolei jest przyczyną wysoce niebezpiecznego
zakwitu wód, bądź jak kto woli - eutrofizacji.
Ponieważ korzystanie z większości herbicydów nie jest możliwa przy uprawie organicznej, pozostają albo herbicydy o bardzo niskiej efektywności (a przy tym i szerokim spektrum działania, zwykle wpływają też na rośliny uprawiane), albo wyrywanie chwastów mechanicznie, często też ich wypalanie. To zaś dodatkowo narusza glebę i z pewnością nie pomaga przy globalnym ociepleniu.
Choć całkiem sporo technik szerzej wykorzystywanych w uprawie eko zasługuje na pozytywne wyróżnienie (np. płodozmian czy przykładanie wagi do budowania jakości gleby), nie oznacza to też wcale, że i rolnicy konwencjonalni z nich nie korzystają. Niekoniecznie jest to w tym przypadku opcja "wszystko albo nic".
Lecz nie można wykorzystywać precyzyjnego nawożenia (które jest dla rolników niesamowicie przydatne w okresach zmiennego zapotrzebowania roślin na różne składniki mineralne, np. owocowania, kłoszenia), upraw hydroponicznych, itp. Nie można powiedzieć, że powściągliwość od wykorzystywania efektywnych technik upraw, nowoczesnych technologii, które pomagają nie tylko zmniejszyć ilość zużywanych zasobów, ale i ograniczyć eksploatację środowiska, jest pomysłem choć w najmniejszym stopniu rozsądnym.
Z pewnością współczesne techniki uprawy (szczególnie poza USA) nie są
jeszcze tym, co jest najwydajniejszym, najlepszym dla ludzi i środowiska rozwiązaniem. Możemy jednak mieć 100% pewności, że rolnictwo organiczne
nigdy nim nie będzie. Jest bowiem
nazbyt ograniczone swoim postulatem naturalności, by być zrównoważonym sposobem produkcji pożywienia dla rosnącej ilości ludzi.
"Organiczne" zwierzętaIstnieje grupa wegetarian (niewielka, bo niewielka) motywująca spożywanie przez siebie produktów nabiałowych faktem pochodzenia ich z hodowli organicznych/ekologicznych. Mają dzięki temu być nie tylko bardziej odżywcze, ale i bardziej
przyjazne dla samych zwierząt.
Niestety w produkcji eko nie jest dozwolone podawanie zwierzętom antybiotyków (nawet chorym) ani nawet większości szczepionek, co jest zabiegiem iście okrutnym i nie mającym zbyt wiele wspólnego z ideą wegetarianizmu, abstrahując już od faktu, że sama produkcja nabiału do etycznych nie należy.
Leczenie chorych zwierząt odbywa się np. przez podawanie syropu z czosnku. Ekhm, serio.
My, ludzie, mamy wybór, czy będziemy leczyć się prawdziwymi farmaceutykami, lekiem homeopatycznym czy syropem z cebuli. Jednak skazywanie zwierzęcia na cierpienie w nierzadko szalenie poważnych chorobach jest nie tylko nieodpowiedzialne. Jest po prostu okrutne.
Ponieważ wykorzystywanie antybiotyków w hodowlach zwierzęcych prowadzi do rozwoju antybiotyko-opornych bakterii, jedynym słusznym wyborem w tej sytuacji będzie zatem odrzucenie produktów mlecznych i przejście na weganizm. Nie zaś okazywanie
"troski" nad eksploatowanym zwierzęciem z plakietką
"bio krowa". Więcej
tutaj.
Nie jest to trudne, a pomocne w odstawianiu nabiału mogą być
różnorakie strony wegańskie,
które niekiedy okazują się wręcz nieocenione dla początkujących osób.
CenaProdukty oznaczone certyfikatem bio/eko/organic kosztują od 1/3 do 3 razy więcej niż produkty konwencjonalne. W zamian za wyższy wkład konsumenckiego portfela obiecuje się wyższą wartość zdrowotną sprzedawanych artykułów i nęci się "naturalnymi metodami uprawy".
Wątpliwe, by było to jakąś wielką zachętą do wypełnienia koszyka takimi produktami.
O wiele roztropniej byłoby po prostu kupić więcej warzyw i owoców...
"Parszywa dwunastka"To osobliwe zjawisko bez wątpienia zasługuje na oddzielny paragraf, ponieważ nie tylko nie znajduje żadnych naukowych podstaw, lecz także ewidentnie sieje śmierdzący ferment wśród konsumentów i działa na ich niekorzyść.
Pozwolę sobie zatem przedłużyć ten ciągnący się w nieskończoność tekst (mam nadzieję, iż przynajmniej ciekawy) i rozłożyć parszywą dwunastkę na czynniki pierwsze:
Jeśli ktoś miał wyjątkowe szczęście i
Parszywa Dwunastka nie obiła się o jego oczy, to wyjaśnię, o co chodzi. Jest to coroczna lista "dwunastu najbardziej zanieczyszczonych pestycydami produktów spożywczych".
1) Ta parszywa lista parszywych roślin jest każdego roku konstruowana przez EWG (Environmental Working Group) "na podstawie" danych udostępnianych przez USDA za okres około 2 lat wstecz.
I dodatkowo nie jest prawdziwa.
Dostajemy pakiet 3 w 1: fałszywe i nieaktualne dane omawiające żywność kraju po drugiej stronie świata.
2) Lista ta nakłania konsumenta do kupna warzyw i owoców z "parszywej dwunastki" w opcjach organicznych, pomimo tego, iż jak wyjaśniłem wyżej (poświęcając na to olbrzymią część tekstu) w gospodarstwach organicznych także korzysta się z pestycydów. W większości bardziej toksycznych niż syntetyki.
3) EWG nie udostępnia
ŻADNYCH informacji na temat stężenia wykrytych pestycydów, rodzaju pestycydów i tego, czy w próbkach przekroczono niezwykle rygorystyczne stężenie MRL. Są to informacje wręcz kluczowe dla oceny jakiegokolwiek zagrożenia ze względu na różny stopień toksyczności danych środków ochrony roślin.
Zagrożenia jednak nie ma.
4) Sugerując, iż produkty niezbędne w zbilansowanej diecie i niezbędne dla zachowania zdrowia
(zauważyliście, że na tych listach zawsze są tylko warzywa i owoce?) w jakiś sposób są zanieczyszczone i niebezpieczne, organizacja zniechęca konsumentów do ich kupowania. Jeśli przeciętny Kowalski otrzymuje informację, że jabłka, które dotąd kupował są na pierwszym miejscu produktów "skażonych" pestycydami, nie kupi jabłka z naklejką
organic, kiedy kosztuje ono kilka razy więcej. Kupi batona. Albo kurczaka, który na tej liście się nie znajduje.
Niektórzy także dodatkowo czują się winni, gdy nie kupują żywności certyfikowanej. Poczucie winy nie sprzyja zaś zdrowiu psychicznemu, ani nie przekłada się też na poprawę zdrowia fizycznego.
5) EWG nie jest organizacją rządową, jest z kolei w większości fundowana przez stowarzyszenia organiczne, którym na rękę jest podsycać przeświadczenie konsumentów o lepszym profilu zdrowotnym ich produktów i nie ujawniać korzystania z pestycydów w trakcie produkcji takowej żywności.
W mojej opinii wzbudzanie niepokoju i poczucia winy w konsumencie, połączone z sugestią kupna
żywności kilkukrotnie droższej, jest... żałosne. Tak, to chyba odpowiednie słowo. Żałosne, mylące i uwłaczające dla rozumu konsumenta.
-----------------------------------------------------------------------------------
Podkreślę raz jeszcze, żeby nie pozostawić niedopowiedzenia:I żywność konwencjonalna, i organiczna - obie są bezpieczne w spożyciu, a stężenie użytych pestycydów w/na nich zawartych jest na tyle niskie, że nie stanowi zagrożenia dla zdrowia. "Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Dawka czyni truciznę" - cytując Paracelsusa, ojca toksykologii.
Wobec tego twierdzenie, że żywność konwencjonalna jest szkodliwa, mniej bezpieczna (gwoli ścisłości jest bezpieczniejsza) lub pestycydy naturalne są mniej toksyczne, jest po prostu poważnym pomówieniem.
Konkluzje:Pomimo pięknie brzmiących obietnic i chwytających serce zwrotów odwołujących się do "naturalności" żywności, produkty organiczne nie są ani zdrowsze od swoich konwencjonalnych odpowiedników, ani nie są pozbawione pestycydów, nie są także ani bezpieczniejsze i na dodatek niekoniecznie są bardziej przyjazne środowisku. W zasadzie nie sprzyjają również dobrej kondycji portfela.
Jeśli zaś spojrzeć na szersze spektrum aspektów i zsumujemy:
a) etyczne podstawy weganizmu
b) świadomość roli konsumenta i wykorzystywanie jej by nie sprzyjać eksploatacji zwierząt
c) dbanie o środowisko i minimalizowanie jego zanieczyszczenia
d) pragnienie zachęcenia jak największej rzeszy osób do diety roślinnej
e) podpieranie się niższym kosztem diety roślinnej,
to okaże się, że...
Organiczne nie jest bardziej wegańskie
jeśli eksploatacja zwierząt na potrzeby produkcji ekologicznej jest naturalna i niezbędna, to warto by część wegan przewartościowała swoje nastawienie do niej
Warzywa i owoce są niesamowicie zdrowe - poświadczyć może o tym każde pojedyncze badanie przeprowadzone w tym zakresie. Każde zwiększenie ich konsumpcji wywiera wpływ pozytywny na zdrowie,
zmniejsza ryzyko ogólnej śmiertelności, choroby niedokrwiennej serca, nadciśnienia, cukrzycy, wielu rodzajów
nowotworów,
zmniejsza stan zapalny, pomaga zachować dobrą sprawność w starszym wieku, utrzymać
odpowiednią masę mięśniową, zmniejszyć ryzyko demencji starczej, Alzheimera, i wielu wielu innych schorzeń.
Nie wykazano różnicy między żywnością konwencjonalną a organiczną w potencjale prozdrowotnym.
Dziś mamy żywność smaczniejszą i bezpieczniejszą niż kiedykolwiek wcześniej w historii ludzkości. Nie potrzeba
spredować bullszitu o rzekomym skażeniu 98% produktów, które trafiają na sklepowe półki. Jest to zbędne rozpętywanie gównoburzy. Nie tylko bezpodstawnej, ale i szkodliwej dla idei zachęcania do diety roślinnej.
Warzywa i owoce konwencjonalne są super. A korzyści z ich spożycia dalece przekraczają potencjalne zagrożenia.