Dziewczyny! Wpadam dzisiaj na sekundę, żeby opowiedzieć dwa słowa o mojej najbardziej podstawowej wieczornej rytynce. Czasem do tego dochodzą różne kroki jak masaż, peeling lub maska, ale ta dzisiejsza wersja jest tą najbardziej nieodpicowaną i tą zupełnie codzienną.
Zawsze mam jakiś makijaż. Mocniejszy lub słabszy ale zawsze jakiś mam więc wieczorną pielęgnację zaczynam od demakijażu. Używam do tego płynu micelarnego lub masła shea, akurat dzisiaj postawiłam na masełko.
Następnie myję buzię detergentem z wodą. W domu mam płyn do higieny intymnej rozrobiony z wodą, w butelce pianotwórczej, u mojego K. to żel do mycia twarzy Nivea.
Potem jest już z górki, czyli tonik, którego staram się naprawdę nigdy nie pomijać.
A na koniec żel hialuronowy (co do którego mam bardzo mieszane uczucia) i cienka warstwa okluzyjna z masła shea lub z oleju z pestek malin.
I tak właśnie wygląda moje wieczorne minimum jeśli chodzi o pielęgnację twarzy.Lecę do łóżka, bo padam na twarz dzisiaj, dobranoc!