
Pora na lunch
Autor: Caroline Craig i Sophie Missing
Wydawnictwo: Buchmann
Okładka: Broszurowa ze skrzydełkami
Data Premiery: marzec 2014
Liczba stron: 208
Kliknij, aby kupić książkę: KLIK!
Pamiętacie jeszcze te czasy, kiedy wracało się do domu, a tam czekał na nas tradycyjny, polski obiad? Koniecznie dwudaniowy! Wiecie: ogórkowa i mielony z ziemniakami :) Na pewno w wielu domach dalej tak jest, ale już dawno zauważyłam, że w moim je się zupełnie inaczej. Mąż wraca po 17-tej, zazwyczaj je coś w pracy, ja również. Nasz obiad przesunął się na kolację i coraz częściej jemy według zachodniego modelu: śniadanie, zamiast drugiego śniadania lunch, potem większa kolacja, a nie jakieś tam kanapeczki ;) Pojęcie lunchu już na dobre wgryzło się w nasze głowy (nawet autokorekta nie poprawia mi tego angielskiego słowa jako niepoprawne) i jemy je nie tylko na mieście, ale też zabieramy ze sobą do pracy.

Bo powiedzcie, czy te kolorowe, ładnie zapakowane pudełeczka nie zachęcają do jedzenia? Na mnie to działa, ale najpierw trzeba mieć pomysł, co do niego zapakować. Ten mielony i ogórkowa to jednak jakoś lepiej smakują w domu, niż odgrzewane w firmowej mikrofali. Tu na ratunek przychodzi nam nowa publikacja wydawnictwa Buchmann pt. „Pora na lunch„, autorstwa C. Craig i S. Missing. Panie zebrały mnóstwo pomysłów – ja już niektóre wypróbowałam :)

Ale po kolei :) Co znajdziecie w książce? Jej pierwsza część, dość krótka zresztą, to przewodnik po opakowaniach, sposobach pakowania, a także niezbędnych i podstawowych składnikach. Powiecie, że nic odkrywczego, ale hej! Czasem na najbardziej oczywiste rozwiązania najtrudniej wpaść ;) No i przyznajcie się, kto z Was ostatnio zapakował kanapkę w papier śniadaniowy zamiast do plastikowego woreczka? A tak jest i bardziej eco-friendly, i bardziej nonszalancko i mi jakoś wtedy bardziej smakuje ;)
Wracając do książki – cała reszta, to przepisy podzielone na kategorie: Na zdrowie (świeże, „zielone przepisy”), Niecodziennie i dekadencko (troszeczkę bardziej wysublimowane przepisy), Dla uwięzionych przy biurku (coś, co można zjeść nie wstając od biurka), Plądrowanie (czyli coś, co wpisuje się w poprzednią recenzowaną przeze mnie książkę o zero waste :)), Przygotowane z wyprzedzeniem (dania, którym nie zaszkodzi noc w lodówce, a wręcz smakują wtedy lepiej), Nowe życie obiadowych resztek (czyli jak z wczorajszego obiadu zrobić lunch do pracy) i ostatni Jak przekupić słodyczami kolegów z pracy (chyba nie trzeba tłumaczyć ;))
Macie więc multum inspiracji na każdą porę roku, na wasze humory i ilość czasu, jaką dysponujecie. Możecie zrobić karczochy z sosem musztardowym, a możecie też przygotować swoje własne „zupki chińskie”, które wystarczy w pracy zalać wrzątkiem. Genialne, prawda? Co ciekawe przepisy są podzielone na czynności do wykonania wieczorem, rano i w pracy.

Oprócz podziału przepisów na powyższe działy, znajdziecie tu też lunchowy plan na cały tydzień w wersjach np. wegetariańskiej, egzotycznej, zdrowej czy zimowej. Łącznie propozycji jest 8 i wszystkie z listami zakupów :) Także jeżeli chcecie w końcu powiedzieć „NIE” Panu Kanapce w waszym korpo, albo przestać podjadać czipsy z szuflady biurka, czy też w ogóle zacząć jeść lunche, jeśli jeszcze tego nie robicie, to bardzo polecam tę pozycję. Jest pełna różnorodnych przepisów (są i wegańskie, i wegetariańskie, mięsne, rybne), a wszystkie z nich są proste i niedrogie w przygotowaniu.

Jak wcześniej wspominałam – wypróbowałam już 2 przepisy, a wiele innych mam w planach. Przepis na ziołową kaszę bulgur znajdziecie już na blogu (w oryginale była komosa, ale ja wolę bulgur), a już niedługo dodam przepis na pastę z fasoli z rozmarynem :)
Jeśli zainteresowała Was książka „pora na lunch”, możecie ją kupić np. tutaj: KLIK! , albo najpierw wykorzystać jeden z dwóch przepisów:

Ziołowa sałatka bulgur ze szparagami

Pasta z fasoli z romzarynem
Post Pora na lunch – recenzja książki pojawił się poraz pierwszy w Cupcake Factory.