A właściwie ze skórką pomarańczową. Zastrzegam, że nie wolno dodać jej za dużo. Bo zrobiłam to raz i nie polecam.
Z racji tego, że uwielbiam marchewkę i smakuje mi pod każdą postacią. Prócz tej, którą kupiłam kiedyś w barze w pracy i była usmażona w occie balsamicznym, a potem trzymana w podgrzewaczach! I zaznaczam, że to nie podgrzewacze były tu problemem. FUJ!
Zupa marchewkowa, a właściwie zupa krem, może być podawana na wiele różnych sposobów (sama mam w zanadrzu ze 3). Ta wersja z racji zimna i mojej ciągnącej się drugi tydzień choroby jest z dodatkiem naturalnych rozgrzewaczy.
Składniki:1 kg marchewek
świeży imbir
skórka pomarańczy
wywar warzywny
cebula
masło
papryczka chili
Marchewkę obieramy i kroimy w plastry, podobnie robimy z cebulą. W głębokim garnku roztapiamy masło, wrzucamy tam pokrojoną marchewkę, cebulę, dorzucamy starty kawałek imbiru i papryczkę chili. Dodajemy sól i pieprz. Gdy warzywa będą miękkie, zalewamy je bulionem i gotujemy na wolnym ogniu minimum godzinę. Tuż przed podaniem ścieramy skórkę z kawałka pomarańczy.
Blendujemy i zjadamy. Według mnie najlepsza jest następnego dnia (jak większość zup).