Cześć i czołem :)
Ostatnio się jakoś strasznie wkręciłam w blogi o pielęgnacji włosów. Usłyszałam kilka opinii na temat mojego "upierzenia" :P , jakoby stan moich włosów znacznie się polepszył. Wcześniej były one w opłakanym stanie (prostowanie od -o zgrozo!, podstawówki, okres niedożywienia, wyniszczających diet, drastycznego obcinania kalorii), a jako, ze staram się o zadbane ciało, to dlaczego włosy mają zaprzeczać definicji zdrowia?
Od dłuższego czasu spijam drożdże, siemię lniane pochłaniam wręcz kilogramami, dodaję je praktycznie do wszystkiego, co jem-bardzo mi smakuje, a przy okazji troszczy się o czystą buzię, mocne paznokcie (uwierzcie mi na słowo, sprawdzone w stu procentach;)) i najwyraźniej- o kondycję włosów.
Tak sobie przeglądam te blogi i nie mogę się nadziwić, ile "włosomaniaczki" są w stanie nawalić tego wszystkiego na łebki :P aż mi wstyd, że moje "zabiegi" kończą się na nałożeniu szamponu, odżywki i jedwabiu (który swoją drogą też podobno do najlepszych kosmetyków nie należy, ale póki co, muszę pogłębić swoją wiedzę).
Także w poniedziałek lecę do Rossa po olejek na włochy, mam nadzieję, że moje domowe urodowe eksperymenty nie skończą się porażką, tak jak to było przy rozpaczliwych próbach depilacji pastą cukrową-boli mnie na samą myśl, awrr.
A tym czasem wrzucam przepis:)
PIECZONE SAJGONKINie miałam okazji jeść tych tradycyjnych, smażonych, ale może kiedyś, kto wie :)
Moja propozycja pewnie nie ma wiele wspólnego z tymi podawanymi w azjatyckich knajpkach, potraktowałam je bardziej jako
wykorzystanie resztek (przecież nie chcemy, żeby jedzenie się marnowało :))
Składniki: -papier ryżowy-ja zużyłam 20 listków
-30g makaronu sojowego
-150g zmielonego mięsa-u mnie schab wieprzowy, który potraktowałam malakserem
-1 marchew
-kawałek selera
-1 cebula
-kilka grzybów mun
-pędy bambusa
-ulubione przyprawy, ja wrzuciłam paprykę ostrą i słodką, pieprz ziołowy, zioła prowansalskie i mój ukochany sos sojowy-dużo sosu sojowego
lub po prostu-wrzućcie to, co macie w lodówce ;)1.Grzyby moczymy w gorącej wodzie przez 20 min, podobnie robimy z makaronem-zalewamy wrzątkiem i zostawiamy na ~10min -najlepiej w tym wypadku sugerować się instrukcją na opakowaniu.
2.Zmielone mięso wrzucamy na patelnię i doprawiamy.
3.Marchew, seler ścieramy na tarce, cebulę, pędy bambusa i namoczone grzyby kroimy drobno, wszystko wrzucamy do podsmażonego mięsa (u mnie bez tłuszczu). Dodałam jeszcze pół niezidentyfikowanej papryczki konserwowej, którą przywlekłam z Chorwacji i z wielką ochotą włożyłam do buzi całą jedną sztukę-myślałam, że umrę, chwilę później wypiłam duszkiem 2l wody mineralnej. Od tej pory uważnie je dawkuję do potraw, a jeden malutki słoiczek starczy mi na kilka najbliższych miesięcy.
4.Całość dodatkowo przyprawiamy i dusimy pod przykryciem 20-30 minut, dolewając wody w razie potrzeby. Po upływie tego czasu ściągamy pokrywkę i dokładnie odparowujemy.
5.Wlewamy trochę letniej wody na talerz i każdy arkusz papieru ryżowego moczymy przez 2 sekundy, aby zmiękł. Układamy papier na blacie, nakładamy farsz (u mnie po bardzo kopiastej łyżce na jeden listek) i zawijamy tak jak krokiety:
z bloga zbrosiakowacocina.blox.pl
6.Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180-200* przez około 20-30min, aż się przyrumienią.
Sajgonki jedzone widelczykiem-o cholerka, ale amatorszczyzna :O
Moje zmagania z pałeczkami zakończyły się podczas próby jedzenia nimi sushi-ryba była wszędzie, tylko nie w moich ustach. W końcu się poddałam i jadłam rękoma :)
Jednak jestem europejska kobitka i bez widelca nie dam sobie rady :P