"(...) Wiedziałam już, że kuchnia francuska to moje przeznaczenie. Nie mogłam wyjść ze zdumienia, jak niewiarygodnie pyszne potrafi być francuskie jedzenie. Moi przyjaciele (...) uważali mnie za trochę stukniętą (...). Nie rozumieli, jak to wszystko, czyli zakupy, gotowanie i samodzielne podawanie do stołu może sprawiać mi przyjemność. A jednak!"
Od 8 marca oddaje się lekturze Moje życie we Francji Julii Child. Pochłaniam każdą stronę z takim zaciekawieniem, zgłębiając tajniki życia, zwyczajów i nazw francuskich potraw. Muszę przyznać, że najpierw zaczęłam od filmu, który obejrzałam jakiś czas temu. Nie sądziłam, że wiele mnie łączy z bohaterką. Tak! Wiem, że mam spóźniony refleks jeśli chodzi o książki kulinarne, ale nie zawsze jest mnie na nie stać, tym bardziej, że kupuję fachową literaturę potrzebną mi do pracy "zawodowej".
Zdaję sobie sprawę, że Paryż za czasów Julii różni się, ale pewne sytuacje pozostały te same i spotykamy się z nimi przyjeżdżając do Stolicy, co zresztą świetnie opisuje D.L. w swej książce
Słodkie życie w Paryżu. Mimo tej paryskiej nonszalancji, jednak zamiłowanie ludzi do kuchni francuskiej twa do dziś . Każdy region niesie coś inspirującego. Julia i ja mamy podobne spostrzeżenia co do francuskiej śmietany, o której wspomniałam pisząc o
Paryżu. Choć moje uczucia nadal są mieszane i obawiam się za każdym razem tego miasta, to jednak moje serce szybciej bije na samą myśl o wyjeździe, gdyż wiem, że za każdym razem to będzie inna przygoda.
Pod koniec marca wybieram się do przyjaciół i w ramach podziękowania za przygarnięcie mnie, postanowiłam przyrządzić dla nich kolację. Z racji tego, że od powrotu z Francji zakochaliśmy się w winach francuskich (co wcale nie oznacza, że gardzimy innymi) chcąc dostosować się do klimatu francuskiego, doszłam do wniosku po czytaniu książki Julii, że przygotuję do dania mięsnego czosnkowe purée ziemniaczane. Niestety ilość masła w daniach przeraża mnie, ale za to jaki smak!
Jednak, by nie otruć moich gości, najpierw postanowiłam sama przetestować przepis i być przysłowiowym królikiem doświadczalnym.
Czosnkowe Purée ziemniaczane okazało się wyborne, o kremowym smaku. Przepis pochodzi z książki Julii, który podaje na swym blogu
Agata.
Składniki:
- 500 g ziemniaków
- 2 ząbki czosnku
- 1 łyżka mąki pszennej
- 4 łyżki masła
- 1 szklanka mleka
- sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
W rondlu rozpuszczamy masło i dodajemy czosnek. Na wolnym ogniu dusimy czosnek. (zapach nieziemski). W tym czasie gotujemy ziemniaki w osolonej wodzie. Po 20 min. czosnek wyjmujemy i wykładamy na małą miseczkę. Wyłączamy na chwilę gaz/prąd z kuchenki i dodajemy mąkę, mieszając, następnie dodajemy mleko i energicznie mieszamy, tak by nie powstały grudki z mąki. Włączamy wolny ogień/prąd na kuchence i cały czas mieszamy składniki do momentu powstania sosu doprawiając go pieprzem. Do ugotowanych ziemniaków dodajemy czosnek i tłuczemy tłuczkiem, by nie było grudek. Można przecisnąć przez praskę do ziemniaków wszystko. Sos dodajemy do ziemniaków i czosnku i znów energicznie mieszamy bardzo dokładnie. Gotowe purée podajemy.
Moje spostrzeżenia:
Dwa ząbki czosnku dla mnie za mało. Nie czuć go zbytnio. Wydaje mi się, że można dać spokojnie 3 - 4, jeśli ktoś akurat lubi mocniejszy akcent. Agata podaje, iż należy odlać łyżkę masła do innego naczynia, dodać mąkę, wymieszać i później mleko. Ja tak zrobiłam i nic z tego dobrego nie wyszło. Mąka zrobiła się grudkowata, nawet gdy dodałam mleko. I właśnie mleko: oglądając kilka programów kulinarnych Julii zobaczyłam, że ona podaje śmietanę. Wydaje mi się, że gęsta śmietana będzie lepsza niż mleko.
Julia w swej książce o Francji napisała swoje spostrzeżenia o mące francuskiej i amerykańskiej. Spostrzegła znaczącą różnicę w obu - francuska była zdecydowanie lepsza. Myślę, że w tym sosie chodzi również o mąkę. Choć ja użyłam 650 typ to jednak, w niej również tkwi szczegół. Sos jednak wyszedł tak jak opisałam w przygotowaniu.
I na sam koniec zdjęcia, które zostały zrobione w The National Museum of American History - Bon Appétit! - cudo :)
Serdeczności,
V.