Muffiny z kaszy jaglanej mango-kokos z migdałami i jagodami goji, podane z kokosowym jogurtem sojowym, granatem, mango i orzechami brazylijskimi
Moi drodzy, zima jeszcze nie nadchodzi, o czym powiedziały mi bujne gałązki mięty rosnące w ogrodzie. A na śniadanie serwuję sobie klasykę w wersji tropikalnej. Bynajmniej nie jest to nic nowego, jednak przepis dopasowałam do dostępnych zasobów owoców. Otóż ciasto z kaszy jaglanej w formie muffinek, na musie ze słodkiego mango w najpopularniejszym połączeniu - z kokosem. Do środka trafiły jagody goji o żywym kolorze i kawałki migdałów, a na wierzchu wylądował jogurt sojowy wymieszany z mlekiem kokosowym. Charakteru dodała mięta prosto z krzaczka, orzechy brazylijskie i owoc równie egzotyczny jak mango - granat. Eksperyment z jaglanym ciastem powiódł się lepiej niż tego oczekiwałam: muffiny są lekko kruche, lecz nie rozpadają się, a dzięki kaszy jaglanej mają niesamowicie delikatny smak. Jestem pewna, że niebawem zrobię powtórkę i poeksperymentuję również z innymi owocami :)
Przepis:
- 45g kaszy jaglanej
- 160g mango
- 2 pełne łyżki mleka kokosowego (stała część)
- 10g mąki kokosowej
- 2 łyżki jagód goji
- 1 łyżka migdałów
- olej kokosowy do foremek
- dowolne dodatki (tu granat, jogurt sojowy, kawałki mango i posiekane orzechy brazylijskie)
Mango zblendować na gładki mus wraz ze stałą częścią mleka kokosowego. Dodać surową kaszę jaglaną, mąkę kokosową, posiekane migdały i jagody goji. Wszystko dokładnie wymieszać i przełożyć do dobrze natłuszczonych foremek. Piec w temperaturze 180 stopni około 80 minut, przed podaniem całkowicie wystudzić. Podawać z wybranymi dodatkami.
Chyba mogę powiedzieć, że dokonałam wyboru. Podczas wczorajszej lekcji biologii doszło do mnie, że nie mogłabym wybrać niezwiązanego z nią kierunku studiów. Nie teraz, kiedy poświęciłam jej tyle czasu, a funkcjonowanie organizmów nie jest mi obce. Właściwie w kwestiach medycznych czuję się zadomowiona i gdybym straciła z nimi kontakt, straciłabym również część siebie. Może to nie przypadek, że od dzieciństwa mam styczność z wszelakimi szpitalami, obserwuję różne schorzenia dookoła? Gdybym nagle z tym zerwała, cóż by mi zostało? Tematy medyczne są dla mnie czymś bliskim, jednak nie do końca zgłębionym, fascynującym w swojej tajemniczości. Tysiące skojarzeń i rozważań, które kiełkują w głowie wraz z każdym nowym poznanym faktem. Dlatego będę próbować, a jeśli nie wyjdzie teraz, to za rok. Kończę z "ciągnięciem pięciu srok za ogon". Wisząca na ścianie półka grożąca zawaleniem, określona przeze mnie "półką biol-chema" wreszcie znajdzie zastosowanie. Zastanawiam się, czy na bok nie odłożyć kwestii j. włoskiego, przynajmniej w tym roku - dałam o tym do zrozumienia nauczycielce. I tak spełniona dawno się nie czułam: wieczorem udało mi się zrobić cały test na dzisiejsze korepetycje oraz dodatkowy temat ze zbioru do chemii.
A teraz proszę o kciuki, jadę na ratunek mojemu poszkodowanemu palcowi - po dwóch(?) tygodniach prysznicu z workiem na ręce wyciągam niebieskie sterczące szwy. Przynajmniej opanowałam do perfekcji bandażowanie dłoni i nauczyłam się nowej nazwy, której szybko nie zapomnę: "złamanie paliczka dystalnego ręki lewej bez przemieszczenia".
Miłego dnia :)