Kolejna lekcja dotyczy sensu życia. Właściwie znalezienia sensu życia. Każdemu człowiekowi żyje się lepiej, jeśli ma swój cel. Taki do zrobienia, osiągnięcia, realny. Każdy z nas szuka takowego sensu. Zapewne każdy z nas choć raz zastanawiał się po co żyje, po co to wszystko, co nam to da, gdzie jest sens, gdy spotyka nas wiele przykrości. Nawet na siłę trzeba szukać tego celu, to w czym dobrze się czujemy, w co wierzymy, w czym czujemy się dobrzy, w czym jesteśmy lepsi od innych. Bardzo długo szukałam i zastanawiałam się jaka jest moja rola w życiu? Kim powinnam być, co powinnam robić. Od gimnazjum szukałam czegoś co utwierdzi mnie w przekonaniu, że po coś żyje, że jestem osobą, która ma coś zrobić, zmienić, stworzyć. To był mój cel- znaleźć cel. Paradoks. Znalazłam go poprzez moje największe utrapienie. Nadwaga. Nigdy nie sądziłam, że będę „wdzięczna” za to, że miałam nadwagę. Dzięki temu po kilku latach wiedziałam co jest moim celem, do czego dążę, kim chce być. Jest to bardzo budujące, dlatego polecam Wam to samo. Szukajcie, nawet na siłę.
Opowiem Wam moją historię. Od dzieciaka moją prawdziwą pasją była jazda konna. Pomagałam w szkółkach, sprzątałam boksy, karmiłam konie, zajmowałam się nimi w zamian za godzinę jazdy. Nie pochodzę z bogatej rodziny, więc od dziecka starałam się być niezależna. Wychodziło, nauczyłam się jeździć konno sama. Byłam samoukiem. Nauczyłam się siodłać konia samodzielnie. Nikt mi nie pomagał, nikt mnie nie prowadził za rękę. Pomagałam księdzu, który miał konie, żeby tylko mieć możliwość obcować z nimi. One były moją miłością, prawdziwą pasją. Do tej pory jak o tym myślę- szczerze- płakać mi się chce. Moim marzeniem było zrobić brązową odznakę i jeździć na zawody w skokach przez przeszkody. Nauczyłam się skakać sama. Miałam wypadki, nie raz zgubiłam się w obcym terenie z koniem, gdzie była burza. Kto zna konie, ten wie jak reaguje koń na burzę i gwałtowne zmiany pogody. Nie było łatwo. Pomagałam księdzu, ten w zamian dawał mi do dyspozycję klaczkę Malajkę do jeżdżenia. Pamiętam jedną historię, której nigdy nie zapomnę. Wzięłam Malajkę w teren- pierwszy raz w życiu. Byłam odważna i głupia. Dojechałam nią na łąkę, gdzie siedziało zawsze dużo osób. Pech chciał, że zaczęli używać petard, klaczka się spłoszyła, zaczęła szaleć, wycofała się i wracała drogą którą przyjechałyśmy. Koń spłoszony to koń praktycznie nie do okiełznania. Jeśli znacie film „Zaklinacz koni” to wyobraźcie sobie, że spotkało mnie prawie coś podobnego. Klaczka w przerażeniu biegła przed siebie i wybiegła na skrzyżowanie, gdzie jechała ciężarówka. Kierowca w szoku zaczął trąbić, Malajka była tak przerażona, że żadne sygnały z mojej strony na nią nie działały. Byłam w szoku, przerażona, ale jednocześnie wiedziałam, że to ja jestem na jej grzbiecie, że muszę się uspokoić żeby nas z tego wyciągnąć. Zareagowałam. Trochę późno, ale się udało. Mocno dałam jej do zrozumienia, że ma skręcić i posłuchała. Zaczęła się słuchać. Ufała mi. Skręciła w prawo, pognałam ją galopem żeby zdążyła przed ciężarówką. Udało jej się, ale przed nami była przeszkoda- ławka. Ona nie skakała, ja wtedy też nie. Jednak obie byłyśmy w szoku, dlatego nie wahałam się. Galopem pognałam ją, ułożyłam się do skoku intuicyjnie (nie wiedziałam jak prawidłowo powinnam się zachować w chwili skoku) i Malajka skoczyła. Wylądowałyśmy na parkingu lidla. Centymetry dzieliły nas od ciężarówki, było naprawdę źle. Całe miasto później o tym mówiło, o mojej rozwadze, że potrafiłam zapanować nad koniem i że w chwili dużego stresu wyprowadziłam ją na bezpieczny teren. Malajka cała dygotała. Zeszłam z konia, głaskałam, mówiłam do Niej, gdzie sama byłam przerażona tym bardziej, że ciężarówka popełniła najgorszy błąd i trąbiła. Uspokoiła się, nie wsiadłam już na nią, chciałam żeby czuła się bezpiecznie, więc ją tylko prowadziłam. Zostawiłam ją w stajni, siedziałam z nią do wieczora. Po tej historii, przez pół roku nie wsiadłam na konia. Odwiedzałam ją, opiekowałam się, karmiłam, ale nie jeździłam. Nie czułam się gotowa. Miałam zaledwie 14 lat. Po pół roku chciałam przezwyciężyć strach. Jeździłam do wioski, niedaleko mojego miasta. W zamian za sprzątanie i pomoc przy koniach mogłam jeździć. Jednak nikt nie patrzył na moją jazdę, nikt nie wiedział jakie mam umiejętności. Pozostawili mnie samej sobie. Było tam około 7-8 koni. Dalila to koń wyścigowy, ścigała się na Partynicach we Wrocławiu. Pinola to klaczka, której miało nie być. Taki „kundelek”, jednak przywódczyni stada. Były też ogiery bardzo wysokie, które w kłębie miały prawie 2 metry i były niezwykle agresywne. Były też młode i z jednym się zaprzyjaźniłam. Diament, młody ogier. Uwielbiałam go i on mnie. Chodził za mną jak piesek. Jeździłam na Dalili i Pinoli. Dalila lubiła się ścigać, na niej poznałam co znaczy czuć wiatr we włosach, spadłam z niej kilkanaście razy. Pinola była leniwa i uparta, ale ją jedyną byłam skłonna namówić do skoków. Dalilka tylko się ścigała, nie lubiła skakać i wielokrotnie przed przeszkodzą robiła mnie w „balona”, gdzie potrafiła się zatrzymać tuż przed przeszkodą, a ja wtedy leciałam jej przez głowę. Byłam samoukiem. Wiedzy nie miałam oprócz tego co wyczytałam w książkach. Wtedy nie było swobodnego dostępu do Internetu, więc wiedza było ograniczona. Po co Wam to opowiadam? Chodzi o opór w dążeniu do celu. Moi rodzice na 17 urodziny wysłali mnie na obóz konny. Spełnienie moich marzeń. Tam również dawałam z siebie 200%. Nie chciałam obcować z ludźmi, wolałam towarzystwo koni, przez co zamiast 3 h lekcji dziennie jazdy konnej, miałam 6 h. Nauczyłam się niesamowicie dużo. Instruktorka mówiła mi, że praktycznie dobrze jeżdżę, a technicznie źle. Jeździłam na oklep i się nauczyłam. Miałam ukochaną klaczkę Kaje. Później zaczęłam pracować, był etap imprez, więc nie miałam czasu, możliwości, ani pieniędzy żeby uczęszczać na jazdę konną. Kocham to i planuję do tego wrócić. To moja najprawdziwsza pasja. Nawet teraz myśląc o tym jak zrezygnowałam z marzenia, bo upór nie był wystarczająco wysoki jestem na siebie zła. Dlaczego o tym opowiadam? Żebyś nie popełniła mojego błędu. Masz marzenie? Masz pasje? Masz sens życia? Pielęgnuj to. Nie zaniedbuj. Nigdy. Życie jest krótkie, najlepiej jeśli w młodym wieku wiesz co Cię cieszy, jaką masz pasję. Wtedy jest łatwiej. Idź do przodu, nie zwracaj uwagi na przeciwności losu, nie zwracaj uwagi na to co boli, co męczy, ile wysiłku kosztuje. Rób to co kochasz. Jeśli nie masz jeszcze tej pasji, wszystko przed Tobą. Szukaj jej.
Wiecie co? Myślicie, że kidykolwiek lubiłam ćwiczyć? Nie. Na WF w gimnazjum i liceum zawsze dawałam zwolnienia. Nie sądziłam, że pokocham sport. Nie sądziłam, że treningi będą moją częścią życia i będę wiązała z tym swoją przyszłość. Nigdy bym o tym nie pomyślała. Jak wiecie najciemniej jest pod latarnią. Przeanalizujcie swoje życie, to co kochacie, co lubicie, co szanujecie, co osiągnęliście. Zastanówcie się, które rzeczy powodują u Was uśmiech. Ja znalazłam swój cel. Kocham świat dietetyki, treningów. Chce pomagać ludziom. Jednocześnie chce wrócić do miłości mojego całego dzieciństwa czyli jazdy konnej. Trzymajcie kciuki, żeby się udało bo na samą myśl kręci mi się w oku łezka.
Sens życia. Przeanalizujcie go. Dla każdego z nas będzie to coś innego. Lepsza praca, rodzina, pasja, podróżowanie, miłość, sukces zawodowy. Zastanówcie się co Was cieszy. Nie gońcie za pieniędzmi, nie gońcie za pracą, niczym korposzczury. Bądźcie sobą. Róbcie to co kochacie. To jest największe piękno tego świata, robić to co się kocha i móc dzielić się tym z osobą, która to rozumie, docenia i wspiera. To moje nadzieje. To moja miłość. To mój sens życia. Robić to co kocham, dzielić się moim szczęście z osobą, która mnie kocha, docenia i wspiera. Róbcie coś dla siebie.
Zadanie? Zadania nie ma żadnego, myślę, że ta lekcja da Wam trochę do myślenia i zastanowienia się nad swoim życiem, przeanalizowaniem tego co kiedyś sprawiało CI radość a zostało zatracone. Przemyśl to.
Dlaczego pojawia się to w tej tematyce? Jeśli znajdziesz sens życia i cel, nie będziesz zawracać sobie głowy swoimi dodatkowymi kilogramami. Wiem po sobie, jak jeździłam konno, nie zwracałam uwagi na to ile ważę. Nie mówię o tym, żeby nie dbać o siebie. Trzeba i to jak najbardziej. Jednak pasja i sens życia spowodują to, że obsesyjnie nie będziesz o sobie myśleć. Zastanów się. Trzymam kciuki za Twoją analizę.