Moja umiejętność organizowania sobie czasu leży i kwiczy. Definitywnie.
Na szczęście raz za kiedy nadarza się okazja, żeby robić to, co chcę, a nie to, co muszę. Od jakiegoś czasu chodziły za mną muffinki. Ostatni raz robiłam je pod koniec sierpnia, więc już najwyższa pora na ponowne wycinanie pseudopapilotek z papieru do pieczenia. Klasyczny wypiek z czekoladą odpadł na samym początku, bo endorfiny w postaci ciemnych kostek wychodzą mi już bokiem - gorzka czekolada najlepszą przyjaciółką przed sprawdzianami. Zaczęłam szukać czegoś ciekawego, natrafiłam na muffiny z herbatą matcha, której nie mam. Pomysł jednak podłapałam i po przeszukaniu pudełka z herbatami zdecydowałam się na yerba mate. Posiadam odmianę z dodatkiem gruszki i jabłka, które przełamują charakterystyczną goryczkę, aczkolwiek można użyć po prostu klasycznej i zwiększyć ilość miodu.
Yerba w połączeniu z imbirem jest czymś, czego koniecznie musicie spróbować!
Przy okazji podsyłam Wam utwór, którego słucham zapętlonego od samego rana. To naprawdę uzależnienie.
Składniki:
2 szkl. mąki pszennej
2 jaja
Szklanka mleka
Łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
Pół szklanki brązowego cukru
Łyżka miodu (najlepiej gryczanego)
3/4 łyżeczki soli
1/2 szklanki roztopionego masła
3 łyżeczki yerba mate
Duża garść kandyzowanego imbiru
Sezam do posypania
Piekarnik nastawić na 180'C. Yerba mate zmielić na proszek i wraz z drobno posiekanym imbirem wymieszać z suchymi składnikami. Osobno połączyć mokre, a następnie wlać je do suchych. Niedbale wymieszać - grudki są nawet wskazane! Przekładać do papilotek,nakładając ciasto do 2/3 ich wysokości. Piec 20-25 minut do suchego patyczka.