Witam! Dziś długo wyczekiwany przez Was post, a mianowicie mój całodniowy jadłospis. Od razu uprzedzam, że jem różnie i to jest tylko przykładowy dzień. Raz kolacja bywa na słodko, a raz na wytrawnie, a śniadanie i obiad niezmiennie są na swoim miejscu, czyli obiad na słono, a śniadanie (?) na słodko. Jem dosyć nietypowo, ale bardzo odpowiada mi mój tryb życia. Nie liczę żadnego makro, kalorii i innych takich, ale gdy zrobiłam to raz orientacyjnie to wyszło mi ponad 2000 więc chyba jest spoko ;) Lubię moje jedzenie i coraz częściej jest ono w 100% wegańskie. Tutaj będzie foto menu z mojego wyzwania miesiąca na diecie wegańskiej i uważam, że nie jest ono ubogie. Jem 3 DUŻE posiłki dziennie i nie podjadam między nimi. Nie lubię jeść często, a więc jest jak jest.
Mam nadzieję, że uszanujecie mój sposób jedzenia i nagle nie odezwie się masa anonimów-dietetyków, którzy wiedzą lepiej niż ja, co potrzebuje i jak mam jeść ;) Tak jest dobrze i nie mam zamiaru tego zmieniać. Oczywiście w roku szkolnym rozkład posiłków mam inny, ale to już mniej istotna sprawa...zapraszam na posta!
Wstaję bardzo późno, bo jest to godzina 12.20 lub 13.00 - w tedy piję dużo wody, bo strasznie chce mi się pić. Po tym wszystkim idę się ogarnąć, ubrać w strój do ćwiczeń i idę na hula-hop. Kręcę długo, bardzo długo i przeważnie schodzi mi do 15.00-16.00 (wraz z rozciąganiem, napiciem się, odpoczynkiem i gotowaniem obiado-śniadania)
Obiad zawsze jest klasyczny i często już widzieliście je na moim blogu :) W ten dzień akurat były to przecudowne falafele, około 400 gramów fasolki szparagowej, 200 gramów marchewki, cała puszka chińskich warzyw do wok'a,
resztki chipsów warzywnych z lidla (klik), bułki sojowej (100 gramowej) i ketchupu Kotlin, który totalnie podbił moje kubki smakowe!
Po zjedzeniu mam pełno w brzuchu i jestem szczęśliwa (pamiętajcie głodna kobieta to zła kobieta!) :D Po tak obfitym posiłku i kupie węglowodanów idę chwilę odsapnąć i przy okazji zrobić to, co mam do załatwienia (zakupy, oglądanie czegoś w telewizji/internecie, naukę czy chwile z rodziną). Po tym idę na mój trening (abs+ręce/ramiona/plecy+ nogi/pośladki).
Po treningu czas oczywiście na prysznic, lekkie rozciąganie i...jedzenie! Tym razem zrobiłam cudowne wegańskie placki z nektarynką, masłem orzechowym i jogurtem sojowym ;)
Do placków użyłam 1 całego banana, 50 gramów mąki pszennej (nawet nie wiem jakiego rodzaju :P), 20 gramów otrębów pszennych, 1 łyżki masła orzechowego (tu z nerkowców Meridian), 1 łyżeczki cynamonu, wody (na oko), 1 gigantycznej nektarynki (dacie wiarę - ona ważyła 323 gramów bez pestki :O) i całego kubeczka jogurtu sojowego o smaku malina-marakuja od Sojade. Delicje :)
No i czas na posiłek ostatni, który jem późno :D Czasami nawet o północy czy nawet pierwszej w nocy (kiedy mój tato szykuje się do pracy i sobie z nim siedzę ;)) W tym dniu padło na całą saszetkę ryżu białego (który cudownie się pokleił) wymieszanego z jogurtem sojowym mango-brzoskwinia, masłem migdałowym (ponownie Meridian, będzie recenzja) i
kandyzowanym mango od SKWORCU.Wpadł jeszcze fig bar o smaku malinowym, ale nie załapał się na fotkę, bo zjadłam go na pół z tatą :)
Mam nadzieję, że nie jest jakoś tragicznie pod względem zdjęć :D Przemyślę to, czy raz na dwa tygodnie czy raz w miesiącu będą pojawiać się takie posty. Zobaczę jaki będzie Wasz entuzjazm!
Miłej soboty :)