To zaklinanie jesieni poprzez przywoływanie lata, smaków, które cieszyły jeszcze wtedy, gdy śniadania jedliśmy siedząc na trawie. Mrużyliśmy oczy przez oślepiające słońce. Wolę jesienne promienie, bardziej pomarańczowe, rozpraszające kolory, gaszące czerń. Uwielbiam patrzeć na drzewa w listopadzie i chodzić w wielkich swetrach. Nawet jeżeli tęsknię za piknikami i czytaniem książek w sadzie na kocu pomiędzy niewysokimi jabłonkami to cieszę się z tego momentu jesieni, kiedy budzę się i widzę za zasłonami słońce, uchylam okno, kiedy podczas spaceru mogę usiąść na Plantach i kiedy po prostu siedząc za biurkiem widzę, że jest ładnie.
Tata zazwyczaj przywozi z pracy dużo różnych rodzajów miodu. Uwielbiam ciemny kasztanowy i choć staram się kontrolować, to zdarza mi się na chwilę przed snem podkraść go z szafki i zjeść kilka łyżeczek - zwłaszcza w tej porze roku. To taki jesienny smak. Ale tata czasem decyduje się na spróbowanie nowych i wtedy pojawiają się małe słoiczki malinowego czy figowego, które często towarzyszyły hektolitrom herbaty podczas długich wieczorów w trakcie sesji zimowej.
Tamtego lata serca miodożerców zostały podbite przez miód miętowy. Połączony z awokado był idealnym początkiem dla upalnego dnia.
PASTA Z AWOKADO
Z MIĘTĄ I IMBIREM
1/2 awokado
1 łyżka miodu
0,5 łyżeczki startego imbiru
1,5 łyżeczki suszonej mięty
kilka kropel soku z cytryny
szczypta soli
W LETNIEJ WERSJI NIE BYŁO SMAKU IMBIRU, ALE JEST JESIEŃ.