Po pierwsze jak bardzo się zdziwiłam, że ten film swoją premierę na świecie miał już w 2013 roku, po prostu szok! A u nas w kinach jest dopiero teraz. Ech...
Wybraliśmy się tydzień temu z narzeczonym do kina. Już tak dawno nie byliśmy, że zapomniałam jak to jest. Przeglądając repertuar pełno było filmów sensacyjnych, za którymi nie przepadam oraz komedii amerykańskich, które jak dla mnie wcale śmieszne nie są. Ucieszyłam się więc, gdy znaleźliśmy ten film i namówiłam Damiana, żebyśmy właśnie na niego się wybrali. Zdecydowanie nie żałuję wyboru.
Film opowiada o niepełnosprawnym chłopcu, który mieszka na francuskiej wsi wraz z matką fryzjerką, która poświęciła dla niego całe swoje życie, siostrą nauczycielką oraz ojcem, którego więcej w domu nie ma, niż jest i który do tej pory nie może się pogodzić z faktem, że syn jest niepełnosprawny. Pewnego dnia ojciec traci pracę. Ten mogłoby się wydawać tragiczny zwrot w życiu rodziny, umożliwia jej integrację. I kiedy Julien przedstawia ojcu swoje marzenie: wzięcie udziału w wyścigu dla twardzieli Iron Men, choć początkowo niechętnie, widząc ciągłą determinację chłopca, ojciec zgadza się. Rozpoczynają treningi: szaloną jazdę na rowerze, pływanie w jeziorze oraz bieg maratonu. W końcu startują w wyścigu. Aby go ukończyć muszą zmieścić się w czasie 16 godzin. Czy im się to uda?
Niezwykle wzruszający film. Łza kręci się w oku niejednorktonie podczas oglądania. Już sama historia jest wzruszająca. Aktorzy zaś dokładają do tego swoje trzy grosze, bo grają naprawdę dobrze. Na dodatek mogę powiedzieć, że film nie jest naciągany pod względem możliwości wzięcia udziału w takim wyścigu, świetnie zostały pokazane zmagania się z samym sobą, trudy jakie ojciec poniósł, by spełnić marzenie syna. Pięknie także widać jak więź pomiędzy ojcem, a synem zaczyna się rodzić.
Najlepszą oceną dla tego filmu jest fakt, że kiedy wyszliśmy z sali nawet mój narzeczony powiedział, że film bardzo mu się podobał. Naprawdę polecam film. Jest inny, niż wszystkie te, które widzieliśmy do tej pory.