○ amarantusowa owsianko-otrębianka na wodzie z grejpfrutem, kiwi, sezamem, wiórkami kokosowymi, pistacjami i ubitym białkiem
Jestem, wróciłam i mam się dobrze!
Po długim tygodniu nieobecności, w którym ciągle zdarzały się jakieś cheat meals, wreszcie mogę zjeść to, co kocham najbardziej, czyli miseczkę puchatej owsianki ♥. Niesamowicie tęskniłam za takim śniadaniem, gdyż w ostatnich dniach codziennie o 7:00 wcinałam bułkę z twarożkiem, ogórkiem i pomidorem. Teraz kładę na szczęście kres monotonii :)
Dzisiejszą owsiankę podałam ze znienawidzonym grejpfrutem, który po dokładnym obraniu okazał się być zjadliwy :D. Do tego zielone kiwi, równie zielone pistacje, czubata łyżeczka sezamu i oczywiście ukochane wiórki kokosowe!
Coś mi się wydaje, że w tym tygodniu jednak właśnie w ten sposób będą wyglądały moje śniadania.
Tak, jak pisałam tydzień temu - przygotowałam dla was małą fotorelację. Zdjęć mam mnóstwo, robionych bardzo spontanicznie, przez co większość jest nieudana :D. Poniosły mnie chyba emocje i pierwszy raz widziane morze. Udało mi się wybrać jednak kilka najlepszych:
Pierwszy raz nad morzem. Było niesamowicie zimno, przez cały czas siedziałam skulona, chcąc wrócić do hoteliku.
Latarnia morska w Krynicy Morskiej i widok na morze z jej szczytu. Do 22:00 chodziliśmy po gdańskiej starówce. W jednej z kawiarni zebrała się prawie cała moja klasa. Siedzieliśmy pod kocykami przy ogniu, co było naprawdę miłe :). Razem z przyjaciółką zamówiłyśmy wspólnie cappuccino - pycha ♥ Na starówce pierwszy raz spróbowałyśmy również lodów od Grycana. Już wiem, co w nich jest takiego szczególnego! Zdecydowanie najpiękniejszy (i najzimniejszy) moment w całej wycieczce - zachód słońca nad morzem. Molo w Sopocie zrobiło na mnie naprawdę duże wrażenie. Pogoda była cudowna, widoki piękne...Chciałabym tam wrócić! Po zwiedzaniu Malborka stwierdzam, że każdy powinien choć raz go zobaczyć! Z serii: znajdź zwierzątko ;) Gofry, gofry, gofry ♥ Pobytu nad morzem nie żałuję. Wycieczka była naprawdę udana, nie licząc paru przykrych incydentów związanych z kilkoma osobami. Nie żałuję również tego, że na sześć dni odsunęłam na bok moje zasady żywieniowe, chociaż pochłonęłam naprawdę dużo ciastek, lodów i rzeczy, których nawet nie dotykam, tzn. smażone na tłuszczu naleśniki, frytki itp. Ale tak to jest na zielonych szkołach - je się to, co podają :D. Mimo wszystko przez ten tydzień zrozumiałam, że chociaż potrafię jeść bez wyrzutów sumienia słodkości i tradycyjne jedzenie, to jednak to wszystko nie jest potrzebne mi do życia. Zdecydowanie wolę moje zdrowsze nawyki. Przekonałam się, że na dłuższą metę nutella bywa męcząca, a po 2 dniach ciastka nie smakują tak samo pysznie. Czy to dobrze? Chyba tak :).Ten tydzień był mi niesamowicie potrzebny, ale bardzo cieszę się z powrotu do domu! W końcu nic nie jest lepsze od własnego łóżka, nieograniczonego czasu na prysznic i moich obiadów :D. Szkoda tylko tych wszystkich sklepów, wieżowców, tłoku... Ale może za kilka lat wrócę tam na stałe? ;)