Czy tylko mi marzec przeleciał przez palce? Niesamowite. Aż się boję, jak to będzie w kwietniu.
Marzec był miesiącem dość intensywnej pracy w kierunku matury, ale też trochę nad sobą i nad znalezieniem czasu dla siebie (co okazuje się być trudniejsze, niż się wydaje).
Świętowałam Dzień Kobiet, rozwiązywałam mnóstwo zadań z matematyki, pozbyłam się długich włosów, znalazłam czas na zabawę i dostałam najwspanialszą książkę (!).
Jak widać jadam śniadania. Nie zawsze są urozmaicone, ale zawsze są pyszne.
Jeśli chodzi o jakieś odkrycia miesiąca, to znów wrócę do książki Jadłonomia. Co tu dużo mówić, ona jest genialna. Wykorzystałam już kilka przepisów i jestem bardzo zadowolona. Moją mamę zachwycił krem buraczany z mlekiem kokosowym (mnie oczywiście też). Jestem pewna, że jeszcze nie raz ją powtórzę!
Lubię korzystać z blogowych przepisów, ale gdybym miała wybierać, to wolałabym książkę. Zawsze jest pod ręką, a nie zawsze mam możliwość skorzystania z Internetu. Tak, są jeszcze ludzie, którzy go nie mają (moja babcia), a dodatkowo mieszkanie na wsi wiąże się z taki atrakcjami jak przerwy w dostawie prądu.
Mam dla Was kilka ciekawych linków.
Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, czy warto jeść masło orzechowe, to zapraszam do zapoznania się z
tym tekstem.
Wszystkie panie odsyłam
tutaj. Miłej lektury ;)
A jeśli chcecie zaskoczyć rodzinę na święta, to polecam Wam ciekawy
sposób na czekoladowe jajka. Ja zrobię takie dla moich bliskich. :)
Muzycznych odkryć chyba nie było. :)
To wszystko, czym chciałam się podzielić. Czekam na kwiecień, mam nadzieję, że będzie pozytywny.